niedziela, 2 czerwca 2013

12.

Anna

Przetransportowanie Justina Biebera z Ursynowa prosto do Piaseczna było nie lada wyzwaniem. Szczególnie, jeśli był to osłabiony chłopak, niezbyt rozumiejący, co się do niego mówiło.
No, i był... tym... celebrytą? Gwiazdą? Piosenkarzem? Artystą. Tak, artysta to dobre określenie, pomyślałam.
Jechaliśmy autobusem. Chciałam postać, ale Justin skierował się na ostatnie miejsca. Chciałam usiąść koło niego, ale kiedy zobaczył, że się zbliżam, wyłożył nogi i położył się na wszystkich pięciu siedzeniach. Udałam, że to zignorowałam, ale w głębi mnie, zaczęłam żałować, że w ogóle zgodziłam się go zabrać ze sobą.
Co mnie obchodził? Mógł sobie radzić sam. Nawarzył sobie piwa, więc wypadałoby je wypić.
Zajęłam miejsce mniej więcej pośrodku autobusu. Z nudów zaczęłam wyglądać przez okno. Tamtego wieczoru byłam tak słaba, że dopiero po chwili zorientowałam się, że nie obserwuję właściwie nic. Zaczynało się zmierzchać i rozpalające się latarnie oraz światła samochodów bardzo raziły mnie w oczy. Odwróciłam od tego wszystkiego wzrok tak, jakbym do końca swojego życia chciała przestać oglądać cokolwiek.
Szczególnie Justina.
Powtarzałam sobie w myślach, że to nie w nim tkwi problem; wiedziałam jednak, że jest zupełnie inaczej.
Odkąd pojawił się na scenie i zaczął śpiewać, dotarło do mnie, że słyszę zupełnie inny głos od tego, który rozbrzmiewał w pokoju mojej siostry każdego dnia. Dojrzalszy, czystszy, niższy... Po drugie - zmienił się również fizycznie. (Och, serio, Anka? Dorastający chłopak zmienia się z wyglądu? No nie - klasnęłam w myślach w dłonie - jestem z ciebie dumna.)
Te przemiany uderzyły we mnie już po pierwszym kontakcie. Nie chciałam się jednak do tego przyznać. Dlatego udałam naburmuszoną dziewczynę, która wcale nie cieszy się z tego, że została zaproszona na scenę przez samego Justina Biebera.
Do cholery, warknęłam w głowie, przestań powtarzać "samego Justina Biebera".
Siedząc tak i rozmyślając, nagle poczułam, jak ktoś nadbiega z tyłu i łapie mnie za rękę. Zdezorientowana, automatycznie wstałam pod wpływem siły, z jaką ten ktoś mnie pociągnął.
- Co jest?! - wrzasnęłam, kiedy pchnięcie było na tyle mocne, żeby znaleźć się na przystanku.
Człowiek, który mnie "porwał", okazał się Justinem Bieberem. Na początku mnie to ucieszyło. Przynajmniej się nie zgubiliśmy, a ja nie zostanę zaraz uwięziona i zgwałcona przez jakiegoś obcego warszawskiego dresa.
Justin ciężko dyszał. Ściągnął z głowy kaptur bluzy, którą zdążył na siebie nałożyć, kiedy wychodziliśmy z klubu.
- O co chodzi? - spytałam.
Spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową.
- Nic, po prostu do autobusu wsiadły dwie dziewczyny, które chciały mnie napaść.
Parsknęłam śmiechem.
- Napaść? Masz zbyt wysokie mniemanie.
Justin kaszlnął dosyć mocno, zakrywając usta ręką. Rozejrzał się dookoła.
Staliśmy na przystanku przy głównej trasie Warszawa - Piaseczno, tuż przed wjazdem do mojego miasta. Dookoła nie było prawie nic. Za nami rozciągał się krótki las, który miał służyć jedynie jako zasłona dalej postawionych domów. Na przeciwko nas, zaraz za dwupasmówką, stał szeroki, długi na kilka kilometrów mur, na którym namalowano graffiti.
- Pięknie tu - westchnął Justin ze swoim niesamowicie (seksownym... seksownym Anka, seksownym) dobrym akcentem.
Zabrakło mi słów, by cokolwiek na to odpowiedzieć. Nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. Moje zagrożenie z języka angielskiego nie wynikało samo z siebie. Rozumiałam prawie wszystko w tym języku, lecz nie umiałam się odezwać.
- Tak - wydusiłam z siebie i w głowie ułożyłam kolejne zdanie. - Musimy jakoś dotrzeć do mojego domu.
Bieber uśmiechnął się do mnie, podnosząc brwi, co dało jego spojrzeniu nieszczery wyraz. Podszedł do ulicy i zaczął wymachiwać rękami do przejeżdżających obok niego samochodów.
Wkurzyłam się. Jakiś palant nie będzie robił mi wstydu. Podbiegłam do niego i pociągnęłam za ręce.
Opuszczając je, otarł się nimi o moje biodro, przez co zadrżałam.
- Kurwa - zaklął. - Jakoś musimy dostać się do domu, tak?
 Prychnęłam.
- Ty, Justin Bieber, mówisz "kurwa" na środku ulicy?
Zmarszczył czoło.
- Ty, Anna nie-obchodzi-mnie-jaka, nie cieszysz się z tego, że wybrałem cię na One Less Lonely Girl? - spytał, odpychając mnie, wyraźnie zirytowany.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, że tak szybko się poddałam i nie kontynuowałam tej rozmowy.
Justin po kilku sekundach od mojego zażenowania złapał czarną taksówkę.
Myślałam, że otworzy mi drzwi i przepuści przodem. On jednak uchylił je i wślizgnął się do środka, zostawiając mnie na chodniku. Po chwili uchylił okno.
- A ty co, nie wsiadasz?
Zaklęłam pod nosem i rozglądając się na boki z obawy, że wpadnę pod inny samochód, obeszłam taksówkę dookoła i wsiadłam z drugiej strony.
- Dzień dobry - powitałam taksówkarza. - Na Letnią, w Piasecznie.
Kierowca, nawet mi nie odpowiadając, ruszył z piskiem opon przed siebie.
Nie spojrzałam na mojego współtowarzysza. Położyłam ręce na kolanach i wzdrygnęłam się, kiedy dotknęły skóry na nogach.
Nawet nie widziałam go kątem oka. Nie chciałam. Słyszałam tylko, jak oddycha. Sprawiał, że droga upływała mi na słuchaniu jego swobodnego oddechu.
Piętnaście minut później znaleźliśmy się przy miejscu mojego zamieszkania. Wyciągnęłam z kieszeni zwitek dziesięciu złotych i wręczyłam je kierowcy.
Spojrzał na papier i burknął coś pod nosem. Nie wiem, czy spodziewał się napiwku, czy kwota, jaką dałam, była za mała, ale nie odpowiedział mi nic. Potraktowałam to jako znak, że mogę wysiąść.
Bieber zrobił to już wcześniej. Stał na środku ulicy Letniej i patrzył na mnie wyczekująco.
- Jest mi coraz gorzej - westchnął głęboko, podchodząc bliżej. - Błagam, idźmy już.
Widziałam w jego oczach cierpienie, toteż postanowiłam, że im szybciej znajdziemy się w środku, tym lepiej i dla mnie, i dla niego.
Pytanie brzmiało: jak się tam dostaniemy?
Otworzyłam lekko furtkę i kiedy Justin znalazł się na podwórku, zamknęłam ją za nim. Nikt nie mógł nas zobaczyć i to był nasz, a raczej tylko mój, największy problem.
Z tyłu domu, oprócz huśtawki, hamaka i od czasu do czasu rozkładanego namiotu, mieliśmy również taras. Można było na niego wejść pokonując dwa schodki.
Jeśli drzwi balkonowe byłyby otwarte, mogłam być uratowana. Justin, ewentualnie też.
- Bądź cicho - mruknęłam do niego.
Mijając schody prowadzące do domu i idąc przez trawnik, nie oglądałam się za siebie, ale ciągle czułam obecność Justina.
- Kurwa, daleko jeszcze? - syknął.
Odwróciłam się na pięcie i od razu pchnęłam go w brzuch. Kucnął, a ja przeraziłam się, że siła uderzenia była aż tak mocna.
- Nic ci nie jest? - zapytałam zawstydzona.
- Uważaj następnym razem - warknął i podniósł się. Przez chwilę staliśmy tam w bezruchu. - No, idziesz?
Zorientowawszy się, że niepotrzebnie tracę czas, ruszyłam w kierunku balkonu.
Nasz ogródek nie był ogromny, toteż szybko znalazłam się przy tarasie. Przeskoczyłam dwa stopnie schodków. Jakie to szczęście, pomyślałam, że nie mieliśmy żadnej poręczy zamykanej na kłódkę, czy coś w tym rodzaju.
Coraz bardziej podniecona, od razu chwyciłam za drzwi i przesunęłam je w lewo, by się otworzyły. Zadziałało. To było niesamowite, ale zadziałało.
Odwróciłam się i wpuściłam Justina do środka. Wolałam go obserwować. Nie byłam do końca przekonana, co jakiejś gwiazdeczce może przyjść do głowy.
Znaleźliśmy się w salonie. Po prawej stronie stała szafa, obok wisiał telewizor, a dookoła niego półki z książkami. Po lewej znajdowało się wielkie łóżko, na którym lubiłam leżeć w dzieciństwie. Teraz należało do rodzic...
Kurwa mać.
Zupełnie zapomniałam, że tu są, że śpią, że jeszcze żyją. W końcu była już dwudziesta trzecie.
Cholera.
Justin odwrócił się na pięcie i powiedział głośniej, niż się spodziewałam:
- Gdzie teraz?
Widząc, że stoję i się nie ruszam, podszedł do mnie swoim chwiejnym krokiem. Jeszcze zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, zobaczyłam kątem oka, jak ktoś podnosi się z łóżka.
- Odłóż to, co chciałeś ukraść! - wrzasnął mój tata. Obserwowałam, jak zbliża się do mnie. Jego twarz oświetlał księżyc.
Nie odezwałam się ani słowem, co było największym błędem, jaki uczyniłam. Tata po prostu podszedł i zanim zdał sobie sprawę, kim jestem, uderzył mnie w twarz.
Pisnęłam.
W międzyczasie moja mama wstała i zapaliła światło. Kiedy rozbłysło nam nad głowami i wszyscy się sobie przyjrzeliśmy, nikt z nas nie zdołał wykrztusić słowa.
Dopiero mój tata, po około pół minucie, przyciągnął mnie do siebie.
- Przepraszam - wyszeptał.
Przytulając się do jego piersi, rozejrzałam się dokoła.
Nigdzie nie było Justina.
- Tato, wszystko w porządku - powiedziałam. - To ja przepraszam. Zapomniałam kluczy.
Mama wróciła do łóżka.
- Jak było na koncercie?
Odsunęłam się od taty.
- Opowiem wam jutro, dobrze?
Oboje pokiwali głowami. Skierowałam się do wyjścia z pokoju.
- Jeszcze raz przepraszam. - Usłyszałam głos taty. - Możesz zgasić światło?
Po zrobieniu tego, o co poprosił, wbiegłam na schody.
Myśląc o tym, gdzie jest Justin, zastanawiałam się też, dlaczego jest dla mnie taki opryskliwy.
Otworzyłam drzwi do pokoju i od razu zobaczyłam, jak siedzi na moim łóżku. Zdjął bluzę i rozpiął pierwsze dwa guziki swojej koszuli.
- Niezła akcja - skomentował, kiedy mnie zauważył. Podciągnął się i usiadł.
Chcąc wyjść na zbuntowaną, zignorowałam go i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej piżamę, a zaraz potem, nawet na niego nie patrząc, zamknęłam się w łazience.
Musiałam to wszystko jakoś uporządkować.

Justin

Nie mogłem tego dłużej znieść. Chciałem stąd uciec. Wrócić do Paryża. Przytulić się do mamy. Zapomnieć o wszystkim, co się zdarzyło - a przecież zdarzyło się dużo.
Ból brzucha narastał z każdym oddechem. A w dodatku była jeszcze ona - Anna, której nazwiska nadal nie znałem. Wkurzała mnie.
Od momentu naszego wyjścia z klubu była całkiem w porządku. Wkurzało mnie jednak to, jak zachowała się na scenie. Wiedziałem, że Beliebers nie pozostawią na niej suchej nitki. A co się z tym wiązało - ja również miałem być poszkodowany. Przecież to ja ją wybrałem.
Po jaką cholerę w ogóle się tu ciągnąłem? Lekarz i Brandon doskonale powiedzieli mi, że nie mogę się ruszać. Ale ja, jak zwykle, robiłem wszystko, by być na przekór ich wymaganiom.
Patrząc w sufit, usłyszałem, jak drzwi łazienki otwierają się. Przechyliłem głowę, choć przecież doskonale wiedziałem, kogo tam zobaczę.
Jej największą wadą było to, jaka była piękna.
Spoliczkowałem się w myślach. Dopiero co udało mi się zapomnieć o Mili. A stojąca przede mną dziewczyna jest tylko osobą, która załatwia mi nocleg. Na jedną noc. Co będzie dalej - sam się tym zajmę.
Założyła krótkie, luźne szorty i długą zielono-biało-czerwoną koszulkę z wielkim "L" na piersi.
To niesamowite, jaką można być ładną dziewczyną, nie zakładając błyszczących sukien i tony makijażu.
Kaszlnąłem lekko.
- Gdzie zamierzasz spać? - spytała, krzyżując ręce na piersi.
Wzruszyłem ramionami.
- A ty?
Zgasiła światło, po czym podeszła z drugiej strony łóżka i wskoczyła na nie, sprawiając, że się zatrzęsłem.
- Tutaj - powiedziała. - Spadaj.
- Co? - zapytałem zdziwiony, ale zanim się zorientowałem, zepchnęła mnie na podłogę.
- Kurwa mać - warknąłem. - Mówiłem ci, żebyś uważała.
- Bądź ciszej - prychnęła. - W drugim pokoju śpi moja siostra.
Nasunęła na siebie kołdrę i opadła na poduszkę. Odwróciła się do mnie plecami.
Podparłem się na łokciu. Byłem tak cholernie zmęczony i słaby, że nie chciałem się kłócić.
- Dobranoc - westchnąłem cicho, kładąc się na posadce.
Nie powiem, żeby był to najprzyjemniejszy nocleg w moim życiu.
- Dobranoc - usłyszałem po chwili.
Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że obudzę się w zupełnie innym miejscu.

-------------------------------
Uff, nareszcie. Niby krótki rozdział, a pisałam go chyba najdłużej.
Nie powiem, żebym była z niego zadowolona.
Kochani!
W dniu naszego święta - święta Beliebers - życzę Wam wszystkiego co najlepsze: pogody ducha, radości i szczęścia. Jeśli my będziemy szczęśliwi, Justin będzie. Jeśli Justin będzie szczęśliwy, my też będziemy. Życzę Wam więc, żebyśmy każdego dnia oglądali uśmiech naszego idola. Nie jego nagi tors. Uśmiech. Życzę też, żebyśmy nigdy się nie poddali - NEVER SAY NEVER, tak? Jesteśmy tu dla niego i on jest tu dla nas. 
Kocham Was wszystkich.
A tak na marginesie - dziękuję za 3,5 tys. wyświetleń. Nie wiem za co to wszystko, ale jesteście najlepsi.
Nie jestem pewna, czy napisałam wszystko, co zamierzałam :) W razie czego - będę edytować.

Ask: @trakt0r

39 komentarzy:

  1. szkoda że nie spali razem. PIERWSZA awh yeaaaa!

    OdpowiedzUsuń
  2. nooo robi się coraz ciekawiej :D jestem ciekawa jak będzie wyglądać poranek na Letniej. buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  3. ooooo :D boski jest :D ciekawa jestem co dalej wymyślisz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zwykle zajebisty omomomom *----*

    OdpowiedzUsuń
  5. werka pieknie;ppppppppppppp poznajesz??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHAHAHAHAHHAHAHH twoje ";ppppppppp" to znak rozpoznawczy, wcale nie poznałam po podpisie <3

      Usuń
  6. na początek chciałam podziękować za piękne życzenia, które są na tyle wyczerpujące, że nie wiem czego ci życzyć żeby nie powtarzać Twoich słów. no więc dziękuję :*
    życzę Ci uśmiechu na twarzy (twojej i Justina, wiadomo), radości, spełnienia wszystkich marzeń, szczególnie tych związanych z Justinem, weny do pisania o Justinie i ogólnie wszystkiego co najlepsze <3
    awww i miło mi że tak lubisz moje komentarze, ale wiesz, po prostu na nie zasługujesz :)
    co do rozdziału: nie muszę chyba mówić, że jest dobry, bo to wiesz. nie rozumiem dlaczego do Justina i Anny nie dociera, że jak będą współpracować to obojgu wyjdzie to na dobre, haha. Ale to rzeczywiście sprawia, że jest jeszcze ciekawiej.
    ciekawa jestem jak to będzie z tą Ewą, czy uda się schować przed nią Justina, bo wiadomo że gdyby obudziła się i znalazła w swoim domu Justina to mogłaby być niezła akcja, haha.
    ściskam, całuję i tak dalej
    @_ifancyjustin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja gdybym znalazła w moim domu Justina, to... to pewnie nie byłabym w stanie teraz tego do Ciebie pisać haha :D
      dziękuję za życzenia, jesteś przekochana <3
      i za cały komentarz! :)

      Usuń
  7. zasługujesz na 3,5 tys. wyswietlen :) kocham Cie

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne kochanie. Czekam na następny. This is horny. @virginiarauhl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah "This is horny" - to oddaje chyba całość <3

      Usuń
  9. justin jaki slodko <33 kocham to opowiadanie, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  11. woooow naprawde fajnie sie czyta takie cos :D haha Justin jest uroczy.

    OdpowiedzUsuń
  12. czy Anka miala na sobie koszulke Legii?? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak haha :D jestem dumna, że ktoś się domyślił :D

      Usuń
  13. wow ile masz komentarzy ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. komentarz jest żeby komentować opowiadanie a nie ilość komentarzy idioto

      Usuń
    2. każdy może komentować to, co uważa za słuszne :)

      Usuń
  14. Z A J E B I S T E <333333333333 *O*

    OdpowiedzUsuń
  15. awww cudowne!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. brak słów

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo mi się podoba. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. masz ciekawy styl pisania omomom!

    OdpowiedzUsuń