Anna
To wszystko zupełnie nie trzymało się kupy.
Obudzono mnie dosyć brutalnie moim własnym snem o szkole, choć byłam na to przygotowana. Poniedziałek. Dzień wielkiej jebanej poprawki z angielskiego. To miała być moja jedyna szansa przed końcem roku, który - rad nie rad - zbliżał się już wielkimi krokami. W końcu za tydzień miałam odebrać świadectwo.
Chyba, że nie zdałabym. Nauczycielka dała mi jeden termin do zaliczenia materiału. Poniedziałek. Słyszałam jej głos w mej głowie. Nie chciałam go słyszeć, ale narastał z każdą sekundą. Widziałam jej oczy - pełne wzruszenia, choć ja w głębi wiedziałam, że jest zadowolona. Nie chciała mnie przepuścić.
Gdybym jej teraz powiedziała, że w moim domu spał Justin Bieber, ten sam, do którego ona modli się co wieczór, może zrozumiałaby i postawiłaby mi nawet ocenę celującą. Bardzo dobrą. Dobrą? Wystarczy.
Z pewnością jednak czekała mnie ocena niedostateczna, ponieważ przez te wszystkie dni, odkąd znałam dzień poprawy, nie zajrzałam do książek ani razu.
To wszystko było beznadziejne. Po co w ogóle mi angielski?
Usiadłam zdecydowanie na łóżku i przetarłam oczy. Wyprostowałam kręgosłup i przez moment poczułam ulgę. Nic natomiast nie poprawi mi dzisiaj humoru, pomyślałam i w tej samej chwili wstałam. Udając się do łazienki, przebierałam nogami jak pingwin w zoo. Na nic nie miałam ochoty.
Stanęłam przed lustrem i sama sobie pokazałam język. Następnie zrobiłam skwaszoną minę i podniosłam szczoteczkę do zębów, by je umyć.
Chwilę później byłam już nieco bardziej orzeźwiona.
Wyszłam z łazienki i od razu wyciągnęłam z szafy pastelowe spodenki oraz dżinsową koszulę. Stojąc przed wysokim lustrem, ściągnęłam z siebie koszulkę do spania i przebrałam się szybko. Koszulę włożyłam w spodnie z wysokim stanem, co miało podkreślać - i podkreślało - mój seksowny tyłek.
Westchnęłam. Ty idiotko, przecież nawet to ci nie pomoże. Nic ci dzisiaj nie pomoże. Jesteś skończona.
Podniosłam z podłogi torbę szkolną i włożyłam do niej telefon, paczkę chusteczek i zeszyt od angielskiego. Reszta nie była mi potrzebna, ponieważ i tak nic nie robiliśmy. Reszta idiotów nie musiała już chodzić do tej szkoły, ponieważ część ich ocen była już wystawiona. Oczywiście. Tylko nie ta moja część.
Zbiegłam po schodach na dół, przeskakując po dwa schodki. W kuchni czekali już na mnie rodzice. Są niemożliwi, pomyślałam. Mimo, że mają na drugą zmianę, czyli na dziesiątą do pracy, wstają tak wcześnie tylko po to, by zrobić nam coś do jedzenia.
Ewa siedziała przy stole i gryzła kanapkę. Posłałam jej pytające spojrzenie, które miało mówić: Hej, mała, rodzice wiedzą coś o Justinie? Pokręciła przecząco głową. A to spryciula. Zrozumiała mnie.
Zadowolona, że nasz mały sekret jeszcze (oj, błagam, cofnijmy to słowo) się nie wydał, powędrowałam do swojego miejsca. Powiesiłam torbę na oparciu i nachyliłam się nad stołem.
Akurat dzisiaj, kiedy nie miałam ochoty niczego przełknąć, oni wszyscy przygotowali rzeczy, którymi objadałabym się ciągle. Tylko nie dziś. Naleśniki z bitą śmietaną, naleśniki z dżemem, naleśniki z czekoladą, tosty z wędliną, tosty z serem, mozzarella z pomidorem, śliwki, jagody, truskawki, kakao, gorąca herbata, zimny sok jabłkowy. Naprawdę ich znienawidziłam.
Mama siedziała naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie spode łba. Kobieto, warknęłam w myślach, przestań.
- Nie jestem głodna - westchnęłam i odsunęłam krzesło.
Tata, czytający dotąd gazetę, uniósł znad niej wzrok i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Musisz mieć siłę - wytłumaczył.
- Och, w porządku - powiedziała nagle Ewa. - Przecież i tak sobie poradzi, bo się uczyła.
Założę się, że tylko ja usłyszałam ten kpiący ton jej głosu.
- Zamknij się - warknęłam, zabrałam torbę i udałam się do wyjścia. Odwróciłam się na pięcie przed drzwiami i powiedziałam: - Cześć.
Usłyszałam, jak wybiega za mną Ewa. Wyprzedziła mnie, nic nie mówiąc i pognała w kierunku przystanku. Zatrzymałam się. Cholera, dlaczego się zatrzymałam?! Gdybym tego nie zrobiła, wsiadłabym do autobusu. Zamiast tego, stałam przed furtką i obserwowałam, jak odjeżdża, razem z Ewką, która wskoczyła do niego w ostatniej chwili.
Kurde.
Oparłam się o furtkę. Przecież nie wrócę teraz do domu. Muszę poczekać na następny odjazd.
Wolnym krokiem ruszyłam w stronę przystanku. Spojrzałam na tablicę. Oczywiście. Następny autobus przyjedzie dopiero za dwadzieścia minut.
Właśnie wtedy zadzwonił mój telefon.
Wściekła na cały świat, odebrałam go, nawet nie patrząc na ekran.
- Halo? - rzuciłam i zaczęłam przebierać nogami, rozglądając się dookoła, z nadzieją, że autobus jednak pojawi się za rogiem.
- Cześć - usłyszałam po drugiej stronie.
Ja pierdole, jęknęłam w myślach, po co Zuza do mnie dzwoni?
- Czego chcesz? - spytałam odrobinę zbyt ostro.
- Dobra, nieważne - odrzekła ze swoją znaną mi dobrze pokorą i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozłączyła się.
O co jej chodziło? Dlaczego zadzwoniła? Coś z Justinem? To ostatnie przyszło mi na myśl jak bumerang. Wbiło się do mojej czaszki i nie zamierzało wydostać.
Cholera, na pewno coś z Justinem. Umarł? Nie, to niemożliwe.
Pełna obaw, wybrałam jej numer.
- Czego chcesz? - burknęła tym samym tonem, którym zwróciłam się wcześniej do niej.
- Przepraszam - wymamrotałam.
- Za co?
Zastanowiłam się chwilę.
- Za to, że tak niekulturalnie się odezwałam. A za coś jeszcze?
Westchnęła.
- Nie wiem, Anka.
- Czego chciałaś? - spytałam, chcąc zmienić temat.
- Chodzi o Justina - powiedziała, a ja przełknęłam ślinę. - On... Się nie rusza.
Kaszlnęłam.
- Co powiedziałaś?
- Nie rusza się.
- Usłyszałam przecież.
- Więc po co pytasz?
- Bo kurwa nie rozumiem.
Wzięła głęboki oddech.
- Justin zasnął w sobotę. Obudził się wczoraj, ale szybko stwierdził, że jest zmęczony, więc pozwoliłam mu się położyć. I nie obudził się aż do teraz.
Poczułam, jak serce zaczyna mocniej mi walić.
- Co ty wygadujesz?! - krzyknęłam.
- Boże, nie denerwuj się - rzekła spokojnie.
Jak mam się nie denerwować? Zresztą, pomyślałam po chwili, dlaczego w ogóle się denerwuję? Przecież to tylko Justin Bieber.
- Pomyślałam, że... - zatrzymała się.
- Co pomyślałaś? Trzeba działać szybko - gorączkowałam się. - Mów, co pomyślałaś!
- Trzeba go zabrać do twojego taty.
Jasne, tylko problem polega na tym, że mój tata, lekarz Szpitala Klinicznego MSW w Warszawie, przebywa właśnie w domu.
- Dobra - odpowiedziałam po chwili. - Czekam na przystanku. Przyjedź z nim do mnie.
Kiedy usłyszałam, że się rozłączyła, siadłam na ławce obok przystanku i położyłam ręce na kolanach. Spojrzałam na beton. Z tego, co mówiła mi Ewa, Justin przed warszawskim koncertem leżał w szpitalu przez kilka dni. Nie wiedziałam, co mu się stało, lecz zaczynało mnie to intrygować.
Najbardziej nie rozumiałam samej siebie i tego, co się wokół mnie działo. Dlaczego tak bardzo stresowałam się Justinem? Bardziej, niż angielskim.
Właśnie, poprawa z angielskiego. No cóż, wszystko wskazywało na to, że jednak ją zawalę. Chyba, że moją nieobecność nauczycielka potraktuje jako pełną gotowość do działania.
Wciągnęłam głęboko powietrze i po prostu czekałam.
Zuzanna
- Czemu się tak wleczesz? - warknęłam, oglądając się za siebie.
- Daj mi spokój.
Zatrzymałam się i podeszłam do niego. Co za rozpuszczony dzieciak.
- Nie mam czasu, Justin.
- Przed chwilą zasłabłem, a kiedy się ocknąłem, ty zmuszasz mnie, żebym za tobą pędził.
Westchnęłam.
- Hm, zastanówmy się, dlaczego. Może dlatego, że chcę, abyś wyzdrowiał?
- Jestem zmęczony. Masz jakieś wątpliwości?
- Chcesz posłuchać moich wątpliwości? - burknęłam, krzyżując ręce na piersi.
- Nie chcę. - Odpowiedział i wyminął mnie.
Postanowiłam iść za nim, zresztą nie miałam innej możliwości wyboru. Justin był bardzo rozkapryszony, jednak rad nie rad - polubiłam go. Wiedziałam, że mnie nienawidzi, ale co mogłam poradzić? To już jego problem, że nie mógł zrozumieć, że chciałam się tylko zabawić. Gdyby mi wytłumaczył wcześniej, że choruje, nie wywinęłabym tego idiotycznego żartu z sokiem pomarańczowym. Ale nie powiedział mi, co oznaczało, że ta cała sytuacja była tylko jego winą.
Najgorsze jest to, że miałam go obok siebie, rozebranego do połowy i... nic. Kompletnie nic. Bo całując go, zorientowałam się, że się nie rusza. Zasnął, lecz był to niespokojny sen.
Lecz w każdym razie, jakiś sen był. A ja nie popieram gwałtów podczas snu.
Co, kurwa? Ja przecież w ogóle nie popieram gwałtów. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc własne myśli i to, jak łatwo siebie okłamywałam.
Justin właśnie przeszedł przez ulicę. Znajdowaliśmy się na skrzyżowaniu Żwirki i Wigury z Racławicką. Chłopak pewnie zauważył oznaczenie stacji metra, więc chciał iść w tamtym kierunku.
Podbiegłam do niego szybko i złapałam za ramię.
- Chcesz tam wsiąść?
- Czemu nie? - spojrzał na mnie zaskoczony i wyszarpnął się.
Rozejrzałam się dookoła i nagle, jakby wyrosła z ziemi, zobaczyłam biegnącą ku nam, na oko dziesięcioletnią dziewczynkę.
Justin znieruchomiał i również na nią spojrzał. Kątem oka dostrzegłam w jego oczach strach.
- Bieber! - krzyknęła dziewczynka. Nagle wszyscy zgromadzeni wokół się na nas spojrzeli i wiedziałam, że to już koniec.
- Właśnie dlatego! - wrzasnęłam do Justina i złapałam go za dłoń. Uciekając przed tłumem rozwścieczonych fanek, wybiegłam z nim na ulicę i z trudem ominęłam samochód, który w przeciwnym razie by w nas uderzył.
Widząc nadjeżdżającą taksówkę, zatrzymałam ją na środku jezdni i wepchnęłam Justina do środka. Wsiadając za nim, zamknęłam mocno drzwi, jeszcze zanim pierwsza z dziewczyn goniących nas uderzyła w szybę pojazdu.
- Proszę jechać! - krzyknęłam, a kierowca, widząc powagę sytuacji, ruszył przed siebie, zostawiając w tyle napalone fanki.
Zaraz, czy ja właśnie użyłam sformułowania "napalone fanki"? Zabawne. Przecież byłam jedną z nich.
- Głupio wyszło - westchnął Justin, opierając się.
Chcąc dodać mu wsparcia, ścisnęłam jego dłoń, lecz szybko się odsunął.
Wytłumaczyłam kierowcy, dokąd chcemy dojechać i odwróciłam się od Justina, głośno połykając ślinę. A najgorsze było to, że w ogóle nie żałowałam tego, co zrobiłam w sobotę.
Dojechaliśmy do Piaseczna w niecałe czterdzieści minut. Przez całą drogę zerkałam nerwowo na Justina, bojąc się, że znowu zasnął.
Zapłaciłam kierowcy i wysiedliśmy przed domem Anki. Zobaczyłam ją, jak idzie w naszą stronę. Pewnie czekała na przystanku tak, jak obiecała.
Udałam, że nie widzę, jak się zarumienili oboje z Justinem, kiedy zobaczyli siebie nawzajem. Aż zaczęłam się robić zazdrosna.
- Cześć - mruknęłam.
- Hej - odparła, przestając z nogi na nogę.
Wskazałam na Justina, chcąc powiedzieć, że go tu zostawiam.
Jednak Justin już leżał na ziemi w kałuży krwi, którą wypluwał seriami, dusząc się i kaszląc.
----------------------
Nie daję rady, ale dziękuję Wam. Nie wiem, kiedy następny, postaram się szybko.
Kocham Was mocno.
Całym serduchem.
Linki macie z boku.
xox Wera
cudowne <3 dużo opisów podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńdziękuję mega xo
UsuńJak zwykle zaskakujesz, nie wiem kiedy się wreszcie do tego przyzwyczaję, haha. Spokojniutki poranek, pyszne śniadanko i Justin Bieber plujący krwią w Piasecznie. No ojej no.
OdpowiedzUsuńTaki strasznie biedny Justin, tak mu współczuję.
A to że sie zarumienili, to takie urocze ;3
Ogólnie całość tak przyjemnie bardzo się czyta przez Twój styl pisania, ale to żadna nowość ; )
Ściskam, całuję, życzę siły i weny <3
@_ifancyjustin
Dzięki wielkie xox <3
Usuńmam dosyc czytania innych opowiadan kiedy widze takie cudo jak to!!!!!
OdpowiedzUsuńo mój Boże, dziękuję!
Usuńcudowne
OdpowiedzUsuńdziękuję, aww!
Usuńpodoba mi się, jak to robisz - akcja, przerwa, akcja, przerwa. super!
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuńjest co raz lepiej :D jak ty to robisz :OO Ludzie czytając twoje opowiadanie płaczą ,pani w szkole też . BRAWO . dobrze że Jadzia nie płakała na twoim opowiadaniu na konkurs .....ale to pewnie przez to że dinozaury nie płaczą .Ale za to dogryzają uczniom co do ich lekko hitlerowskich grzywek -.-" ale ogólnie świetny <3 czekam na nowy ;)
OdpowiedzUsuńhahahahahaha jeju dzięki <3
Usuńo boże świetne ;* czekam na next ;D
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
UsuńJa na następny mogłabym czekać nawet miesiąc więc jak coś to się nie musisz tak śpieszyć, świetnie piszesz :))Jestem bardzo ciekawa następnego:) A ile będzie rozdziałów około? :))
OdpowiedzUsuńDziękuję :) około trzydziestu.
UsuńJesteś kochana 8)
Usuńgenialny jestem pelna podziwu :D
OdpowiedzUsuńoj dziękuję!
UsuńOooo nieeeeeee : o
OdpowiedzUsuńhaha:)
Usuń