Od: nieznany
Targowa Street. Be quickly. Justin needs you.
Znałam już treść tego smsa na pamięć. Siedząc przy stoliku w Złotych Tarasach, gorączkowo ściskałam kupionego BigMaca, nawet go nie jedząc. To wszystko było dla mnie zbyt mocne.
Kiedy zaczęło robić się dobrze, polubiłam Justina,
pocałowałam go i poczułam niesamowity przypływ radości – właśnie wtedy to
wszystko zostało mi zabrane. Moje życie zwykle sypało się i szybko traciłam to,
co najcenniejsze.
Wpatrywałam się osłupiona w ekran komórki. Kto wysłał mi
tego smsa? Może sam Bieber? W końcu nie miałam numeru jego telefonu. Ale coś –
szczególnie ostatnie zdanie – podpowiadało mi, że nadawcą wcale nie jest
Justin.
Targowa. Praga Południe. W porządku, pomyślałam. Jednak
fakt, że wiedziałam o braku istnienia tam jakiegokolwiek komisariatu policji
przyprawiał mnie o dreszcze.
Co się działo z Justinem? Dlaczego?
Wchodząc poprzedniego wieczoru do domu, zapłakana
tłumaczyłam rodzicom się stało. Uspokajali mnie. Oni i siostra. Nie
powiedziałam im o wiadomości tekstowej. Nie mieli pojęcia, że Justin został uprowadzony.
Na cierpienie była skazana tylko ja. Sama.
Jedna doba dzieliła mnie od niego. Jeden dzień. Dwadzieścia
cztery godziny temu widziałam go po raz ostatni.
A mimo to postanowiłam działać dopiero teraz. Z uwagi na to,
że nikt inny nie przychodził mi do głowy, poprosiłam o pomoc Piotrka.
Czekałam więc na niego z nietkniętym hamburgerem w dłoni.
Wreszcie go zobaczyłam. Złote Tarasy zawsze są zatłoczone i
oblegane przez tłumy gimnazjalistów, jednak charakterystyczny chód byłego
chłopaka pozwolił mi go rozpoznać. .Pomachał mi, wyraźnie podniecony, że to
akurat on ma mi pomóc. Podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko.
-
Mam uratować tego dupka? – spytał, prychając.
Uniosłam brwi.
-
Mogłeś w ogóle nie przychodzić – odparłam.
Założył ręce za głowę.
-
Daj spokój – westchnął. – Robię to tylko dla ciebie,
jasne? Nie starałbym się tak dla kogoś, kto rozkwasił mi nos.
Udałam, że mu się przyglądam.
-
Nie wygląda na rozbity.
Dotknął delikatnie czubka nosa.
-
Aaaaaałaaaaaaa! – wrzasnął tak, że kilka osób obejrzało
się za siebie. Po chwili zaśmiał się, dumny sam z siebie. – Żartuję tylko.
Kiwnęłam głową.
-
Słuchaj – zaczęłam – nie chcę, żebyś pomyślał, że
jestem taka słaba. Chcę po prostu mieć przy sobie kogoś, kto będzie dobry w te
klocki. We włamania, chuligańskie zachowania i tak dalej...
Przeraził się, żartując.
-
Uważasz, że jestem dobrym... bandytą? – zachichotał,
podkreślając ostatnie słowo, a kiedy nic nie odpowiedziałam, dodał: - Ty za to
zaczynasz być niezłą celebrytką.
Zdziwiłam się.
-
O czym ty mówisz?
Wyciągnął z kieszeni jasnych spodni telefon komórkowy i
wyglądało na to, że czegoś w nim szukał. Po chwili mojego czekania wręczył mi
aparat. Zajrzałam i... skamieniałam.
Zobaczyłam otwartą witrynę internetową z adresem jednej z
plotkarskich stron.
JUSTIN BIEBER ARESZTOWANY
We wtorek kanadyjski piosenkarz został aresztowany w
Warszawie na oczach tłumu licealistów. Całe zdarzenie nagrał kamerą w telefonie
komórkowym jeden z uczniów (zob. link pod tekstem). Niewiadomo, dlaczego Bieber
został zabrany na komisariat, ani dlaczego przebywał w Warszawie. Możliwe, że w
sprawę zaplątana jest nastolatka, która według zeznań świadków całowała się z
gwiazdorem.
Pod tekstem znajdowało
się kilka zrzutów ekranu z owego filmiku, na których Justin opierał się o maskę
samochodu.
Dostrzegłam też moje
zdjęcie. Obraz był bardzo niewyraźny, z widocznymi pikselami. Wiedziałam
jednak, że to ja.
Cała czerwona na
policzkach, oddałam Piotrkowi komórkę.
-
Gratuluję – skomentował.
-
Czego niby?
-
Pocałowania Biebera – rzucił, wstając. – Biedna
Justynka.
Podniosłam się i
uderzyłam go w żebra.
-
Dziękuję za pomoc – powiedziałam kpiąco i starałam się
go wyminąć, jednak w ostatniej chwili chwycił moje ramię.
-
Wrzuć na luz, mała – rzekł. – To co, Praga Południe?
Z przerażeniem kiwnęłam
głową.
-
Praga Południe – przyznałam.
Jedyną dostrzegalną
zaletą Piotrka było to, że chyba jako jedyny ze swojej szkoły miał prawo jazdy
i własny wóz.
Jechał bardzo szybko, a
ja, z każdym przyspieszeniem pojazdu zostawałam głębiej wbijana w fotel.
Mimo mojego strachu,
byłam mu wdzięczna. Za to, jak bardzo się starał i jak bardzo chciał ze mną
wytrzymywać nawet wtedy, gdy ja nie miałam na to ochoty.
Po kilkudziesięciu
minutach dojechaliśmy na miejsce, chociaż na ulicy Targowej oprócz domów nic
nie znaleźliśmy. Czemu mieliby ukryć go w domu?
A czemu nie? –
podpowiadała mi podświadomość.
-
Napisali dokładnie, gdzie to jest? – spytał Piotrek,
rozglądając się na boki.
Odsunęłam szybę po
swojej stronie i wyjrzałam.
-
Nie. Napisali tylko, że ulica Targowa.
Piotrek wyszedł z
samochodu, oparł ręce na biodrach i bacznie czegoś szukał. Po chwili wrócił.
-
Tam – wskazał na skręt w prawo.
-
Tam? – zapytałam, kurcząc się. – Czemu tam?
Piotrek zapalił
ponownie silnik.
-
Przyjeżdżałem tu często na wyprawy rowerowe. Jest tam
mały las, w środku którego stoi ogromny dom. Jest opuszczony – westchnął –
chyba.
Pokiwałam głową na
znak, że doceniam jego tok myślenia. W sumie, wszystko mogłoby być możliwe.
Warto to sprawdzić.
Tak, ja powiedział
wcześniej Piotrek, tak też się stało. Moim oczom ukazał się las iglasty, przez
którego biegła mała dróżka.
Po lewej stronie
dostrzegłam ogromny ciemny dom. Zadrżałam.
-
Zatrzymaj się – złapałam Piotrka za rękę.
Zrobił to, o co
prosiłam. Wysiadłam z samochodu, zamykając ostrożnie drzwi.
-
Czemu musiałem zahamować tyle drogi przed wejściem? –
spytał mój towarzysz, idąc za mną.
-
Nie oglądałeś filmów kryminalnych? – zapytałam przez
ramię. – Nigdy nie wolno zatrzymywać się przed wejściem.
Nie odpowiedział mi.
Zaczęłam iść szybciej, aż w końcu, przedzierając się między drzewami, stanęłam
w obliczu posesji.
Przed wejściem, do
którego prowadziły schody, na wyłożonych kamieniach, stał zaparkowany czarny
van, którym po Justina przyjechali „policjanci”. Przełknęłam ślinę.
On. Tu. Jest.
Stojąc tam, poczekałam
chwilę na Piotrka. Gdy usłyszałam, że stanął za mną, położyłam palec wskazujący
na ustach. Spojrzałam na chłopaka znacząco.
-
Tam – wskazałam na okno pierwsze po prawej stronie,
przy którym wisiała rynna. – Tam jest.
Piotrek prychnął.
-
Skąd możesz wiedzieć?
Wzruszyłam ramionami.
-
Intuicja. Podsadzisz mnie?
Popatrzył na mnie z
szeroko otwartymi oczami.
-
Zwariowałaś? Chcesz się tam dostać przez rynnę? Rozbić
okno, powiedzieć jakby nigdy nic „dzień dobry, chciałabym zabrać ze sobą
Justina Biebera”, wziąć go i może jeszcze wyjść głównymi drzwiami?
-
Tak – założyłam ręce na piersi. – Tak właśnie chciałam
zrobić, a co?
Piotrek zachichotał.
-
Nic. Wejdziemy przodem. Zwykle nikt nie obstawia drzwi
wejściowych. A potem wyskoczymy przez okno, dasz radę?
Poczułam, jak żołądek
przewraca mi się do góry nogami.
-
Wątpisz we mnie? – zakpiłam i przybiłam Piotrkowi
piątkę. – Dam radę.
Bałam się bardziej niż
zwykle. Ostrożnie, na palcach, wdrapałam się z Piotrkiem po schodach. Jeśli
drzwi byłyby zamknięte albo coś by nam się stało – zwiewamy i przychodzimy tu z
policją.
Moje wybawienie miało
jednak nie nadejść – wszystko było w porządku i ku zaskoczeniu nas obojga,
znaleźliśmy się w środku. Przez chwilę straciłam poczucie czasu. Wewnątrz było
tak ciemno, że myślałam, że jest już noc.
Naprzeciwko nas
dostrzegliśmy schody, więc szybko skierowaliśmy się w tamtym kierunku, bardzo
uważnie uważając, by na nic nie wpaść. Kiedy nadepnęłam na pierwszy stopień,
złapałam Piotrka za rękę.
Dotarliśmy na górę
bardzo cicho i szybko. Dopiero tam usłyszeliśmy głosy.
Z pierwszego pokoju po
prawej stronie dochodził szum głośnej muzyki, a przez szparę między drzwiami a
podłogą, przedostawało się światło.
Drugi pokój, nieco
oddalony od pierwszego, nie wyglądał na taki, w którym tętniłoby życie.
Tam. Na. Pewno.
Jest. Justin.
Złapałam głęboki oddech
i pociągnęłam Piotrka za sobą. Idąc naprzeciwko pierwszych drzwi, przywarliśmy
do ściany, by nikt nas nie usłyszał.
Przystanęliśmy na
chwilę obok drugiego pokoju. A zaraz potem pchnęłam klamkę.
Justin siedział z
kajdankami i przywiązanymi nogami na krześle. Miał opuszczoną głowę, ale kiedy
usłyszał, że ktoś wchodzi do środka, podniósł ją, a jego oczy automatycznie się
rozjaśniły.
Pragnienie przytulenia
go było silniejsze niż mój strach.
Wyrwałam się do przodu,
nie zważając na próbę zatrzymania mnie przez Piotrka. Traf chciał, że
nadepnęłam na wystającą z podłogi deskę, która rozłamała się na pół, robiąc
niesamowity hałas.
Usłyszałam w drugim
pomieszczeniu harmider. Trzeba działać. Tym razem mądrze, idiotko.
Piotrek rozstawił nogi
przy drzwiach, którymi weszliśmy, lecz nie zwrócił uwagi na drugie. Pojawił się
w nich wysoki mężczyzna, z pewnością doroślejszy od Justina, ale jeszcze na
pewno nie w średnim wieku.
Kucnęłam i rozerwałam taśmę, którą stopy
Biebera były przyczepione do krzesła. Chłopak wstał, a ja złapałam za jego
kajdanki i rozerwałam łańcuszek w mgnieniu oka.
Mężczyzna w drzwiach
ruszył w naszym kierunku i zanim się zorientowałam, złapał mnie za ręce.
Przywarłam do jego
klatki piersiowej i czułam na policzku jego oddech.
-
Och, co to za ślicznotka? – zapytał, nachylając się
nade mną bardziej.
Usłyszałam krzyk za
sobą. Facet trzymający mnie w objęciach obrócił się razem ze mną.
Piotrek uderzył w
brzuch jednego z rosłych osiłków, którzy wcześniej zabrali Justina. Drugi z
nich tarzał się z bólu po ziemi po tym, jak Piotrek kopnął go w żebra.
-
Brandon, puszczaj ją – usłyszałam głos Justina.
Brandon zaśmiał się
głośno do mojego ucha, a ja przymrużyłam oczy. Niech to się skończy, błagam.
To, co stało się potem,
było zbyt szybkie i niespodziewane.
Justin rzucił się na
mężczyznę, ale Brandon zdążył wcześniej wyciągnąć z kieszeni nóż. Kiedy
piosenkarz kopnął go w łydki, ten pociągnął ostrze wzdłuż mojego policzka.
Poczułam piekący ból, a chwilę potem ulgę, kiedy zostałam uwolniona.
Justin złapał mnie na
ręce i odstawił, jak szmacianą lalkę, obok okna. Sam z Piotrkiem podeszli do
klęczącego Brandona i wspólnie uderzyli go w twarz.
Gdy uznali, że
skończyli, Piotrek krzyknął:
-
Otwieraj okno, musimy uciekać!
Wykonałam jego
polecenie i stanęłam na parapecie. Było znacznie wyżej, niż się spodziewałam.
Justin poszedł w moje
ślady, lecz kiedy miał zrobić to Piotrek, usłyszeliśmy za sobą:
-
Uważajcie na siebie.
Obróciliśmy się
gwałtownie. W progu zobaczyłam jedną z najpiękniejszych dojrzałych kobiet,
jakie w życiu widziałam. Miała gęste czarne włosy i mimo zmarszczek wokół
sympatycznych oczu, wyglądała młodo.
-
Mamo – szepnął Justin, wstrzymując oddech. – Co z tobą?
-
Poradzę sobie – rzekła i w tym samym czasie Brandon, z
krwią cieknącą z jego nosa oraz podbitymi oczami, podniósł się.
-
Skacz! – wrzasnął Justin, a ja, wolna niczym ptak,
odepchnęłam się od parapetu i ścisnęłam rynnę.
Jadąc w dół, czułam się
wolna. Pierwszy raz w życiu. To było cudowne uczucie.
Zeskoczyłam na kamienisty
podjazd i dostrzegłam, jak zaraz za mną jadą Justin, a potem Piotrek. Stanęli
obok mnie.
Nie rozumiem, dlaczego
nie biegliśmy, lecz wiem, że gdybyśmy postąpili inaczej, mielibyśmy z pewnością
więcej czasu na ucieczkę.
Drzwi wejściowe
otworzyły się z hukiem i stanął w nich Brandon, razem z dwoma przyjaciółmi.
Piotrek wrzasnął i
zaczął uciekać. Justin, nie zważając na nic, złapał mnie za biodra i zwinnym
ruchem przerzucił przez ramię. Rozpędził się z niesamowitą szybkością.
Widziałam sylwetki Brandona i dwóch mężczyzn niknące gdzieś w oddali. Nie
zdołaliby nas dogonić.
Piotrek otworzył
samochód i wsiedliśmy do niego szybko. Były chłopak odpalił wóz i odjechał z
piskiem opon.
Dopiero wtedy
wypuściłam powietrze z płuc.
-
Jezu
– mruknął Justin.
-
Jezu – powtórzył Piotrek w języku polskim.
Siedząc na tylnym
siedzeniu, poczułam, jak Justin chwyta moją dłoń.
-
Dziękuję – szepnął.
Piotrek zerknął na nas
przez lusterko.
-
Jedziemy do domu?
-
Tak – potwierdziłam, ciężko oddychając.
-
Nie – zaprzeczył Justin i dotknął mojego policzka.
Kiedy odsunął rękę, była cała we krwi. – Musi to zobaczyć lekarz.
-
Nie! – krzyknęłam. – Jedziemy do domu. Poradzę sobie.
Piotrek uderzył w
kierownicę.
-
Zdecydujcie się, do cholery – powiedział po angielsku.
Otworzyłam usta ze
zdumienia.
-
Umiesz angielski?
Uniósł brwi.
-
Zdziwiona?
Nie odpowiedziałam nic,
tylko oparłam się z ulgą. Wszystko miało być teraz dobrze. Oby.
Pół godziny później
dojechaliśmy pod mój dom. Justin wyskoczył z samochodu i obiegł go dookoła, by
móc otworzyć mi drzwi. Zanim wysiadłam, nachyliłam się nad uchem Piotrka i
powiedziałam cicho:
-
Dziękuję ci.
Kiwnął głową i odmachał
mi ze spokojem.
Z pomocą Justina
wysunęłam się z auta. W milczeniu weszliśmy do pustego domu. Nikt jeszcze nie
wrócił, choć było już późno. Pewnie gdzieś spacerowali, pomyślałam.
Skierowaliśmy się do
kuchni. Otworzyłam apteczkę, a Justin stanął obok mnie i zaczął leczyć moją
ranę. Chwilę później byłam już opatrzona.
-
Dziękuję – rzekłam.
Złapał moją dłoń i
pociągnął w stronę schodów. Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju, poczułam
przyjemny zapach lawendy.
-
Poczekasz chwilę? – spytałam. Chłopak nic nie
odpowiedział. Usiadł na łóżku, dając mi jedyną szansę na skorzystanie z
łazienki.
Będąc w niej, opłukałam
dokładnie twarz i wzięłam prysznic. Wydawało mi się, że był krótki, lecz kiedy
spostrzegłam na małym zegarku stojącym przy umywalce, że minęło dwadzieścia
minut, odrobinę się zawstydziłam. Założyłam na siebie jasnoniebieską koszulkę i
– na wszelki wypadek, bo nie chciałam paradować w majtkach – krótkie szorty
opinające pośladki.
Wyszłam z łazienki.
Justin, już przebrany (musiał znaleźć gdzieś T-Shirt i spodenki mojego ojca)
leżał na łóżku i smacznie spał.
Skrzyżowałam ręce na
piersi i odetchnęłam głęboko. Jak na tę czynność, otworzył oczy i podciągnął
się na materacu. Uśmiechnął się i odchylił w prawo, robiąc mi miejsce. Poklepał
je lekko.
-
Chodź – powiedział, ale wiedziałam, że mimo tonu, była
to prośba, a nie rozkaz.
Wskoczyłam na łóżko i
odwróciłam się do chłopaka plecami. Przytulił się do mnie od tyłu i pogładził
mnie po zranionym policzku.
-
To był ciężki dzień – przyznał – ale cieszę się, że
skończył się tak, jak się skończył.
Zamruczałam cicho,
przyznając mu rację.
Nachylił się i
pocałował mnie w ranę, co dało uczucie ukojenia i niesamowitej ulgi. Złapał
moją dłoń, którą trzymałam przy piersi, splótł nasze palce, po czym objął mnie
mocno.
Ciesząc się z tego, co
się dzieje i wiedząc, że nie stanie się nic złego, spokojna zasnęłam w jego
objęciach.
---------------
Przepraszam za opóźnienia, od razu mówię że nie wiem kiedy dodam następny gdyż teraz korzystam z komputera na informatyce, ponieważ w moim znaleziono wirusa.
Więc śledźcie i obserwujcie, postaram się coś z tym zrobić.
xox Wera