środa, 22 maja 2013

6.

Justin

Słońce wpadało do sali przez wpół odsunięte okna szpitalne.
Nie mogłem tu wytrzyma. Atmosfera mnie przytłaczała. Leżałem w pokoju sam, bo nikt inny nie mógł mieć do mnie dostępu, co było absurdalne. Ludzie chorują na poważniejsze choroby, a większość z nich w ogóle nie zostaje przyjęta na oddziały. Ja tylko przedawkowałem narkotyki, a miałem wrażenie, że cały szpital stanął nagle na nogi, tylko po to, by było mi dobrze.
Codziennie przychodziła tu pielęgniarka, pytając nawet o to, czy kanał w telewizji mi odpowiada, bo "jeśli coś jest nie tak, możemy pana przenieść lub zmienić odbiornik na nowszy". Denerwowała mnie, ale byłem jej wdzięczny, ponieważ każdego dnia przynosiła mi listy od fanów i Beliebers, dzięki którym się nie nudziłem. Pisali o tym, że tęsknią, że mnie kochają. Niektóre dziewczyny dołączały zdjęcia. Były przepiękne. Pisałem na odwrocie, że też je kocham i że są cudowne. Wiedziałem, że ktoś już się postara, by odesłać zdjęcia do autorów.
Ponadto, gdy okna były otwarte, słyszałem, jak krzyczą moje imię lub śpiewają piosenki z pierwszego albumu, jaki wydałem. Podnosili mnie na duchu. Byli moimi własnymi skrzydłami. Najbardziej żałowałem, że nie pozwalano mi do nich wyjść. Wiedziałem jednak, że kiedyś się za to odwdzięczę, najlepiej jak umiem.
Wiadomo było, dlaczego w ogóle tu jestem. Każdy wiedział, tylko nikt nie pytał. Może bali się zapytać.
Była najważniejsza w moim życiu. A w jednym momencie stała się nikim.

(- Co to ma znaczyć? - warknąłem, podchodząc bliżej łóżka.
- Skarbie? - facet podniósł się i okrył ciało prześcieradłem. - Kim on jest?
Kurwa, świetnie. Nie dość, że ja nie wiedziałem, to jeszcze on nie miał pojęcia, że jest kochankiem. Zresztą, nieważne. Dla mnie był męską dziwką.
Mila poprawiła szlafrok, który zsunął się z jej ramion, gdy ją całowałem.
Cholera, już nigdy więcej jej nie pocałuję.
- To nie tak, jak obaj myślicie... - zaczęła, jąkając się.
Nie chciałem jej słuchać. Podszedłem do tego gnoja, szybkim ruchem złapałem go za szyję i przytknąłem do ściany. Znieruchomiał w momencie.
- Ty śmieciu - powiedziałem i naplułem mu w twarz. - Jesteś, kurwa... - nie wiedziałem, co powiedzieć. - Jesteś beznadziejny. Jesteś gnojem. Jeszcze raz jej dotkniesz, a będziesz miał przesrane.
Podniósł ręce do góry w niewinnym geście.
- Słuchaj, to samo mógłbym powiedzieć o tobie, ziom - odpowiedział mi takim tonem, jakbyśmy spotkali się w barze przy kieliszku wódki. - Ja o tobie nic nie wiem.
Zacisnąłem uścisk na jego szyi.
- Ja jestem Justin Drew Bieber, rozumiesz to?
Pokiwał głową.
- Nie wiem kim jesteś.
Kopnąłem go w jaja. Chciał się skulić, ale nadal trzymałem go przy ścianie, przez co nie mógł wykonać żadnego ruchu. Był pizdą, więc nawet się nie bronił.
- Jestem Justin Drew Bieber i lepiej zapamiętaj sobie to nazwisko, bo kiedyś zniszczy ci życie.
Zaśmiał się nerwowo.
- Wyluzuj, wyjaśnijmy to z Milą.
Puściłem go i odwróciłem się, by ją o coś zapytać, jednak... nikogo oprócz nas nie było w pokoju.
- Co jest, kurwa?! - wrzasnąłem. - Gdzie jesteś?!
Wiedziałem, że uciekła, ale aby się upewnić, przebiegłem przez całe mieszkanie. Nigdzie jej nie było. Co za tchórzliwa suka.
Czułem, że ją straciłem.
- To co? - spytałem, gdy wróciłem do sypialni. Facet zdążył się już ubrać i kiedy wszedłem do pokoju, zakładał zegarek. - Rozpłynęła się jak bańka?
- Chyba pękła jak bańka. - Poprawiłem, siadając na łóżku. - Bańka nie może się rozpłynąć.
- Założysz się? - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wsadził rękę do kieszeni spodni i po chwili wyjął z niej paczuszkę z białym proszkiem. - Po tym gównie wszystko może się stać. Nawet bańki się rozpływają.
Westchnąłem, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Serio chcesz tego użyć?
- No, a ty nie? Obaj jesteśmy tak jakby w depresji. A co robią faceci, gdy są w depresji?
- Chleją.
- To też.
- Palą papierosy?
- Może.
- Biorą narkotyki!
- Bingo - klasnął w dłonie. - Wolno kojarzysz, Bieber.
Pokręciłem przecząco głową. Chciałem wziąć te narkotyki i odpłynąć na kilka minut. Godzin. Może lat. Nie miałem teraz w głowie nic innego, poza wyjściem z mojego ciała i zabawy z kimś, kogo nienawidziłem.
- Jak ty masz właściwie na imię? - spytałem, zdając sobie sprawę, że tego nie wiem.
- John - wyjaśnił, nie podając mi dłoni. Zachichotał. - A ty?
Nie odpowiadając, wstałem i wyszedłem na przedpokój. Otworzyłem drzwi i zostawiłem je otwarte, aby John mógł wyjść za mną.
- Słuchaj, ja wyjdę pierwszy, a ty zaraz za mną, dobra?
- Czemu nie możemy iść razem? - spytał, kiedy szliśmy już korytarzem.
- Bo nie chcę, żeby potem któryś z nas miał kłopoty.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Trzymając ręce w kieszeni, doszliśmy do głównych drzwi hotelu. Nie oglądając się, naciągnąłem kaptur na głowę i wyszedłem, wiedząc, że i tak ktoś mnie na tym przyłapie. Zanim się zorientowałem, ujrzałem kątem oka błysk flesza aparatu, więc przyspieszyłem kroku i schowałem się za rogiem. Chwilę potem dołączył do mnie John.
- Gdzie idziemy? - spytałem, denerwując się. Nigdy przedtem nie brałem narkotyków. Nigdy z kimś, przez kogo byłem taki wkurwiony. Chociaż w tamtym momencie nie wiedziałem już, czy to przez Johna, czy przez Milę.
- Znam dobry paryski klub z fajnymi DJ'ami, fajnymi dupami i mnóstwem wódki - wyjaśnił, śmiejąc się. - Chodź.
Ruszyłem za nim niepewnie. Gdyby ktoś mnie teraz z nim zobaczył, miałbym przerąbane, zresztą on też. Justin Bieber nie chodzi po mieście o drugiej nad ranem.
John szedł w dziwny, charakterystyczny sposób. Jego głowa z mnóstwem czarnych włosów bujała się w przeciwnym kierunku niż biodra. Dosyć śmiesznie wyglądał. Nagle, odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Słuchaj, bo potem pewnie nie będę na tyle sobą, by zapytać. Skoro jesteś Justinem Bieberem, dałoby się skołować od ciebie autograf? Moja siostra cię uwielbia.

Godzinę później byłem już w karetce.)

Płakałem chyba sto razy, zanim doszedłem do siebie. Była dla mnie wszystkim, a teraz? Nawet nie próbowała wyjaśnić całej tej sytuacji. Czułem się podle.
No, i nie wiedziałem, co stało się z Johnem. Gdy obudziłem się w szpitalu, lekarz wyjaśnił, że byłem tylko ja sam. Oznaczało to, że John się ulotnił, tak jak Mila. Podły dupek. Podałem na niego namiary. Niech go znajdą i dowiedzą się, że handluje tym świństwem.
Byłem w szpitalu już dwa dni i powoli dochodziłem do siebie. Koncert w Pradze miał się odbyć w piątek, jednak wszystko zostało odwołane. Wkurzyłem się na Brandona. Przecież dałbym radę wystąpić. Nic mi nie było. Tyle Beliebers zostało zawiedzionych. A on, zachowujący się jak moja mamusia, zawsze musiał wszystko przekręcić. Chociaż nie, nie był jak moja mamusia. Moja mama była zbyt cudowna, by ktoś mógłby być jak ona.
I właśnie, kiedy o tym myślałem, drzwi do mojej sali otworzyły się i zauważyłem wkradającego się przez nie Brandona. Miał na sobie luźną koszulkę i spodnie khaki.
- Czołem - szepnął, machając mi. - Nie jestem pewien, czy mogę tu być, więc nie mogę się na ciebie rzucać, stary.
Podciągnąłem się na łóżku i oparłem o poduszkę.
- W porządku - zachichotałem. - Siadaj.
Wykonał moje polecenie.
- Justin - zaczął - nie chcę nic mówić, ale powinniśmy odwołać koncert w Warszawie.
- Co? - wytrzeszczyłem na niego oczy. - Przecież jutro wychodzę.
- No tak, ale nie możemy dopuścić, żebyś znowu tu trafił.
- Brandon, ja tylko przedawkowałem. Nie zrobię tego już nigdy. To świństwo. A ty chcesz odwoływać koncerty? Już ludzi w Pradze zawiodłeś - wytłumaczyłem mu.
Zaśmiał się głośno, więc szybko ucichł i zerknął na drzwi, czy nikt go nie usłyszał.
- Nie ja zawiodłem, tylko ty - przeniósł wzrok na mnie.  - Dobra, Drew, ale sam tego chciałeś. Żeby potem nie było, że coś spieprzyłem.
- Dzięki, że jesteś moim agentem, Brandon.
- Nawet nie wiesz, ile czasem bym dał, by nim nie być.
Uśmiechnąłem się.
Brandon zawsze umiał mnie pocieszyć, nawet w najbardziej okropnym momencie.
- Mam coś dla ciebie - powiedział, wyjmując z kieszeni zwinięty liścik. - Jakaś dziewczyna dała mi to, gdy tu wchodziłem. Mimo, że byłem w okularach i w czapce, rozpoznała mnie. Nie do wiary.
Prychnąłem.
- Po prostu mnie kocha, więc rozpoznaje wszystkich, którzy są ze mną związani.
Wziąłem od niego karteczkę.
"Kocham cię, Justin. Alen"
- Tylko tyle? - zapytałem.
- Hej, czy ty żądasz czegoś jeszcze?
- Nie - burknąłem. - Tylko zwykle piszą coś więcej.
- Jak widać, "coś więcej" jest ukryte w tych trzech słowach".
Pokręciłem głową.
- Czterech. Jeszcze jej imię.
Popchnął mnie w żebra.
- Jesteś żałosny - skomentował i podszedł do okna.
Nagle coś bardzo mocno ścisnęło się w moim żołądku. Jęknąłem. Brandon automatycznie odwrócił się w moją stronę.
- Ej, stary, co jest? - spytał.
- Nic - zaśmiałem się, łapiąc za brzuch. Ból narastał.
Poczułem, jak coś się we mnie wzmaga, i zanim się zorientowałem, zacząłem wymiotować. Ku mojemu zaskoczeniu, nie były to resztki posiłku, tylko krew.
- Kurwa - zaklął Brandon i wybiegł na korytarz. - Lekarza! Szybko lekarza! - wołał.
Skuliłem się, wstydząc się krwi, którą siłą wyplułem na prześcieradło. Usiadłem na łóżku i nagle znowu zwymiotowałem - tym razem na podłogę. Wstałem, lecz równie szybko upadłem. W ogóle nie czułem nóg i nie mogłem nimi swobodnie poruszać. Leżąc na podłodze, jęczałem i wymiotowałem z każdym gwałtownym ruchem. Próbowałem doczołgać się do szafki nocnej w poszukiwaniu chusteczek higienicznych. Nie zdążyłem. Moje powieki zaczęły opadać, a ja po raz ostatni zwymiotowałem, zanim uderzyłem głową o twardą posadzkę.

----------------
No ok, to mi wyszło, przyznaję, ale nie chcę, żeby potem było, że się przechwalam.
JHFSDJKE co będzie z Justinem? Sama jestem ciekawa, a co dopiero Wy (mam nadzieję)!
Po raz kolejny Wam dziękuję. Jesteście niesamowici!
Ask: @trakt0r

14 komentarzy:

  1. ŚWIETNY ! GENIALNY ! :) powtarzam się xD jak zwykle :D ale co tam :D przecież to prawda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czuję się beznadziejna, napisałabym komentarz jako pierwsza, ale mój telefon, wiadomo.
    NARESZCIE JESTEŚ ZADOWOLONA Z ROZDZIAŁU, SERIO. I dobrze.
    awwww, jaki uroczy Justin, straszniestrasznie. Współczuję mu, i tym Beliebers w Pradze też, taktak.
    Znowu końcówka idealna. W sensie tak, bolesna, ale ładnie napisana.
    @_ifancyjustin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle, Twój komentarz zawsze jest tak miły, że aż JKFHEGKRJGHKER <3

      Usuń
  3. Jak Ty to robisz? Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  4. jak dla mnie jest wspaniały! cudownie to wszystko opisujesz :D haha John... co za koleś hahaha :D i jeszcze z tym autografem :D nie no brawo!

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdzial!:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. <333333 koooocham

    OdpowiedzUsuń
  7. MEEEEEEGA *O* <3

    OdpowiedzUsuń