Ewa
- Wstawaj, młoda - dobiegł mnie głos Anki. - Znowu się przez ciebie spóźnimy.
Pewnie, pomyślałam. Szczególnie, że nie śpię od czwartej. Wszystko przez galę MTV, w której miał uczestniczyć Justin. Wszyscy byli zszokowani, kiedy zamiast niego, na scenie pojawił się Brandon Eyge, komunikując nam, że Bieber nie był w stanie w ogóle dotrzeć na arenę. I wtedy się zaczęło.
Wiedziałam, że już nie zasnę. Wyłączyłam transmisję w internecie i zaczęłam sprawdzać wszelakie możliwe strony, aż natrafiłam na tę informację:
"Justin Bieber w szpitalu! Kanadyjski piosenkarz trafił tam po przedawkowaniu narkotyków. Przyczyna tego zachowania nie jest znana. Wiadomo tylko, że o drugiej nad ranem artysta opuścił hotel Salias w Paryżu, gdzie wcześniej koncertował. W tym mieście miała się również odbyć gala MTV Music Awards, w której Justin był nominowany."
Coś ponownie ukłuło mnie w sercu, gdy przypomniałam sobie te słowa. Zamknęłam oczy.
Tak bardzo martwiłam się o swojego idola. Jego szczęścia było dla mnie najważniejsze od kilku lat.
Podniosłam wzrok i rozejrzałam się po pokoju. Plakaty Justina zajmowały całą ścianę przy łóżku. Przyklejałam je od najstarszych do najnowszych. Dzięki temu mogłam obserwować, jak zmienia się Bieber. Wiedziałam, że jest to tylko zewnętrzna zmiana. W środku Justin zawsze pozostanie moim Justinem. Naszym Justinem. Naszym Kidrauhlem.
Wszelakie plakietki, szaliki, przypinki lub wycinki z gazet wisiały na tablicy korkowej nad moim biurkiem.
Mój pokój - prywatne miejsce spotkań z Justinem Bieberem.
Wstałam z łóżka i podniosłam z podłogi torbę szkolną z zapakowanymi podręcznikami. Nie wiedziałam, jakim cudem dotrę do szkoły w tym stanie. Miałam rozczochrane oczy i wory pod oczami, przez co zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam w ogóle wychodzić z domu.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Przy schodach spotkałam Ankę. Ona zawsze musiała być perfekcyjna. Lekko umalowane usta, biała bluzka na ramiączkach, która akcentowała jej już opalone ciało. Jednak kto jak kto, ale ja - siostra, musiałam zauważyć spuchnięte oczy ukryte pod cienką warstwą fluidu.
- Czemu płakałaś? - zapytałam, podchodząc. Udałam, że nie widzę jej obrzydzenia, gdy na mnie spojrzała.
Zlekceważyła moje pytanie i zeszła na dół. Musiałam iść za nią, marnując ostatnią szansę na powrót do pokoju i poprawę wyglądu.
Wsiedliśmy wszyscy do samochodu: ja, mama, Ania i tata. W Piasecznie trudno było o dostęp do Warszawy, szczególnie o wczesnych godzinach porannych. Autobusy jeździły stąd rzadko i później. Jeśli chciało się gdzieś dotrzeć na umówiony czas, o braku samochodu nie było mowy.
Anka musiała wysiąść pierwsza. Jej liceum znajdowało się niedaleko Centrum, przez które przejeżdżaliśmy. Moje gimnazjum było nieco dalej.
- Zabrałaś drugie śniadanie? - spytał tata, gdy wjeżdżaliśmy na parking.
- Nie - burknęła Ania, otwierając drzwiczki. - Nie wiem o której wrócę. Cześć.
- Co to znaczy, że nie wiesz?! - zawołała za nią mama, ale moja siostra trzasnęła już drzwiami i biegła w kierunku głównego wejścia.
Tata wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z przedniego siedzenia.
- Co jej jest?
- Nic - odpowiedziałam niegrzecznie, więc chcąc się zrehabilitować, dodałam: - Przejdzie jej, tatku.
Anna
Moi rodzice są beznadziejni. Siostra też. Wszystko wokół mnie.
Mam dosyć mojego życia.
Kiedy przekroczyłam próg szkoły, od razu powitał mnie gwar uczniów, piski dziewczyn i śmiechy chłopaków. Nie miałam siły się zatrzymywać. Ruszyłam w stronę sali od chemii, gdzie miała się odbyć moja pierwsza lekcja. Przed salą zauważyłam Zuzę.
- W dupę - powiedziałam pod nosem. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
Podbiegła do mnie w podskokach, bardziej przypominając przedszkolaka niż licealistkę.
- Jak tam, skarbie? - przytuliła mnie. - Co wczoraj robiłaś?
Stałam w bezruchu, nie okazując żadnych emocji.
- Nic.
Objęła mnie ramieniem.
- Musiałaś coś robić!
Kurwa, nie rozumiesz, jak mówię, że nic nie robiłam?
Wciąż mnie ściskając, przesunęła się ze mną w kierunku sali, kiedy zadzwonił dzwonek. Westchnęłam. Po co ktoś wymyślił lekcje dla osób z załamaniem psychicznym? Nie wiem jak nazywała się moja choroba, ale z pewnością była to odmiana chłopakowstrętu. Albo lepiej - Piotrkowstrętu. I Monikowstrętu? Monipiotrkowstrętu, na bank.
Ech. Z daleka zauważyłam chemika - łysawego mężczyznę z okropnymi oczami i podwójnym (albo potrójnym) podbródkiem.
Sala chemiczna wyglądała jak aula na szkoleniu z pracy. Było tu kilka ław z krzesłami, każda o stopień wyżej od poprzedniej. Nienawidziłam tej sali. Nienawidziłam chemii.
Chociaż dzisiaj, nienawidziłam całego życia.
I widziałam, jak te wszystkie mordy patrzą się na mnie jak na eksponat.
Zajęliśmy miejsca. Ja, Zuza i dwóch kolegów siedzieliśmy w trzeciej ławce. Nauczyciel zaczął coś tłumaczyć, a ja w tym samym momencie poczułam, jak ktoś rzuca w moim kierunku zwiniętą kartkę. Odbiła się ode mnie i spadła na podłogę, więc musiałam się schylić, by ją podnieść.
"Suczko, mam pytanie - czy ja też mogę skorzystać z twoich usług, tak, jak opowiadał Piotrek?".
Zmięłam kartkę dopiero po tym, jak poczułam, że łzy gromadzą mi się do oczu.
Ewa
- Co ci jest? - zapytała Marta, gdy stanęłyśmy w kolejce do okienka w szkolnej stołówce.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Słucham?
Popatrzyła na mnie, szpiegując od góry w dół.
- Nie masz nawet bransoletki z napisem Believe... - przyznała.
Rzeczywiście, miała rację. Dopiero teraz to zauważyłam. Moje policzki od razu zrobiły się czerwone przez własną głupotę.
- Zapomniałam - powiedziałam.
- Ty nigdy nie zapominasz, Ewa. Ty zawsze ją masz. To coś, co przypomina samej tobie, kim jesteś...
Pokręciłam przecząco głową.
- Bycie Belieber nie zależy od noszenia jakichś bransoletek - zbeształam ją.
- Okej - przytaknęła - ale sama wiesz...
Odebrałam talerz z dwoma ubogimi naleśnikami z dżemem, na które ktoś niedbale rzucił łyżkę bitej śmietany. Super obiad, pomyślałam.
- Po prostu - zaczęłam, odwracając się do Marty, równocześnie szukając wolnego miejsca - miałam dzisiaj ciężką noc. Zupełnie zapomniałam o włożeniu tej bransoletki. A wiesz, co mnie najbardziej boli? - spytałam, widząc, jak jeden chłopak podnosi się z miejsca, zostawiając puste krzesło. Pognałam w tamtym kierunku.
Usiadłyśmy z Martą na jednym krześle.
Czekała na moją kontynuację, więc wyjaśniłam:
- Nie wiem, co się z nim stało.
- Nie wiesz? - ściszyła głos do szeptu. - Ty znasz jego harmonogram dnia lepiej niż on sam!
- Przedawkował narkotyki - powiedziałam, starając się zlekceważyć łamiący się głos. - Tak bardzo się o niego martwię, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo... On jest dla mnie wszystkim.
Pogłaskała mnie po ramieniu. Dziękowałam Bogu za taką przyjaciółkę jak ona.
W milczeniu zjadłam pierwszego naleśnika, lecz nawet go nie czułam. W mojej głowie był teraz tylko Justin. Chciałam być pewna, że wszystko z nim w porządku. Nie obchodziło mnie, czemu przedawkował narkotyki. To nie było teraz ważne. Liczyło się jego zdrowie. Dopiero potem mogliśmy poznać szczegóły, ale skoro to zrobił, musiał mieć konkretny powód.
Czasem naprawdę miałam wrażenie, że jestem jego matką albo siostrą.
Nagle miejsce obok mnie się zwolniło, ale zanim się zorientowałam, było już zajęte. Nie zauważyłabym w tym nic złego, gdyby nie fakt, kto na nim usiadł: Sebastian z trzeciej klasy, "postrach" gimnazjum, jeśli tak można by nazwać jednego wielkiego palanta z odpychającym oddechem i paczką fajek w kieszeni.
- Jak tam Justinek? - spytał, popychając mnie w żebra. - Co z narkotykami?
Wybałuszyłam na niego oczy.
- Podobno go nie lubisz, a tak śledzisz jego życie?
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
- Nie lubię ciebie, więc robię wszystko, żeby ci dopiec, okej?
Zmroziło mnie od środka. Usłyszałam, jak Marta bierze głęboki wdech, by tylko nie czuć dymu.
- Nie odpowiesz mi? - ciągnął. - Powiedz, co on właściwie dla ciebie zrobił? Jest dnem. I ty też jesteś dnem.
- Zamknij się, Seba - warknęła Marta.
- Nikt nie pozwolił ci nazywać mnie Sebą, suko. Dla ciebie mogę być panem Sebastianem - oparł się o stół.
Marta prychnęła, lecz nic już nie odpowiedziała.
- Możesz się odczepić? - zapytałam, biorąc kęs do ust, jakby nigdy nic.
- Popatrz na siebie. Kochasz kogoś, kto nie zrobił dla ciebie nic...
- Zrobił dla mnie więcej, niż ktokolwiek inny - wytłumaczyłam.
Sebastian zaśmiał się głośno i popchnął mnie tak mocno, że spadłam z krzesła i wylądowałam na podłodze. Czułam na sobie wzrok wszystkich. Siła uderzenia była ogromna, więc kątem oka zauważyłam moje blizny na rękach, które odsłoniła bluzka.
Blizny, przez które straciłam tak wiele - radość, szczęście i spokój. Jednak był ktoś, kto przywrócił to do mnie jednym pstryknięciem palca.
Justin Bieber.
-------------------
PRZE-PRA-SZAM :C
DZIĘ-KU-JĘ! :C
Jesteście wielcy i strasznie mi głupio, że napisałam tak słaby rozdział. Przestaję w siebie wierzyć. No, ale NEVER SAY NEVER, tak?! Kocham Was.
Niedługo koncert. Oczywiście, w moim opowiadaniu. Cieszycie się? :)
Ask: @trakt0r
jeszcze raz napiszesz że słaby rozdział a nie wiem co Ci zrobię ! on jest G E N I A L N Y !! <3
OdpowiedzUsuńDZIEKUJE<3
Usuńsuper tłumaczenie,super tekst!!! @teaumee z TT:-)
OdpowiedzUsuńona nie tłumaczy
Usuńja pierdole..jaka iditoka xD pisze ze jest autorka a nie ze tlumaczty xD hahahah
UsuńTo, że ktoś się pomylił, nie jest powodem, by go wyzywać :)
UsuńKochana, ja nie tłumaczę - ja jestem autorką tego tekstu. Dziękuję za komentarz, buziak!
Nie wiem co chcesz od tego rozdziału, nie jest słaby!
OdpowiedzUsuńMówiłam, że chcę, aby pojawił się w nim Justin i prawie tak było przez wątek Ewy. Jezu, aż zmartwiłam się o Justina, mimo że to tylko opowiadanie. A końcówka jest świetna, te ostatnie zdania o bliznach, naprawdę, brawo.
Życzę, żebyś była bardziej zadowolona z każdego kolejnego rozdziału, bo powinnaś ;*
@_ifancyjustin
Aww,ale się cieszę, że Ci się podoba. Dziękuję za życzenia - to słodkie ;*
Usuńkoncowka miazdzy :OO
OdpowiedzUsuńo to chodziło!
Usuńjesteś taka jkfrgjhwegj zajebista,wydaj ksiazke *-* <3333
OdpowiedzUsuńnie chcę nic mówić o książce haha, ale dziękuję<3 *-*
Usuńnaprawdę masz talent :)
OdpowiedzUsuńoj jak miło :)
UsuńA może powinnaś napisać książke ? xDDDD
OdpowiedzUsuńz przyjemnością.
Usuń