Anna
Siedziałam na kanapie w salonie z podciągniętymi pod brodę kolanami. Mimo upału panującego na dworze byłam okryta kocem. Chłód panujący wewnątrz mojego ciała, otaczał serce i zamieniał je w lód. Oddychałam stopniowo, bardzo powoli, nie nadwyrężając płuc. Wpatrywałam się w las domów za oknem i zastanawiałam, czy jeszcze ktokolwiek na świecie ma gorzej ode mnie.
Justin siedział obok mnie, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć. Chciał, abym czuła się bezpiecznie, lecz strefa między naszymi ciałami poszerzała się. Nie potrzebowałam jego łaski. Potrzebowałam spokoju.
Rodzice krzątali się w kuchni, przygotowując posiłek. Dwie godziny temu przyjechała ciocia Ewelina ze swoim synem Cyprianem, młodszym ode mnie o pięć lat. Wieczorem mieli się zjawić również dziadkowie. Wszyscy mieli być gotowi na jutrzejszy pogrzeb.
Niedzielne popołudnie. Minęły dwie doby. Dwie, głupie doby. Obwiniałam za wszystko cały dom, lecz najbardziej siebie. Nie dopuszczałam do mojego umysłu myśli, że więź między mną a moją najukochańszą iskierką została rozerwana bezpowrotnie. Jakby ktoś przeciął wstęgę. Po prostu.
Mama nie rozmawiała ze mną na poważnie od czasu, gdy wróciliśmy do domu z komisariatu. Ciągle płakała. Była roztrzęsiona do tego stopnia, że tata musiał ją wieczorem wykąpać, ponieważ sama nie dała rady. Widziałam w niej siebie. Byłam taka sama.
Za każdym razem, gdy Justin próbował mnie przytulić, biłam go po rękach, a raz nawet uderzyłam w twarz. Nie rozumiałam samej siebie. Z jednej strony pragnęłam jego dotyku, a z drugiej się bałam.
Po raz kolejny tego dnia ukryłam twarz w miękkim kocu i chlipnęłam cicho.
- Ania - usłyszałam nad sobą szept mamy. Podniosłam niechętnie brodę i zobaczyłam, że nachyla się nade mną i trzyma w ręku talerz z kanapkami z łososiem. - Zjedz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Ane - poprosił Justin. Zerknęłam na niego karcącym spojrzeniem, na co skulił się w sobie i spoważniał.
Mama spojrzała na mojego chłopaka i skrzywiła się lekko.
Chwilę później w salonie zjawił się tata. Tak samo jak mama, miał podkrążone oczy. Słyszałam w oddali rozmowy cioci i mojego kuzyna. Nie chcieli nam przeszkadzać i doceniałam to.
Tata usiadł między mną a Justinem na kanapie. Mama naśladowała go. Dzięki temu (albo przez to) przepaść między nami stawała się głębsza. Justin zakasłał.
- Powinienem pójść - powiedział i wstał, ale moja mama położyła rękę na jego dłoni i kazała mu usiąść gestem głowy.
Zaciekawiło mnie to. Podciągnęłam się wyżej na kanapie.
Nic się jednak nie wydarzyło, a minuty dłużyły się w nieskończoność.
- O co wam chodzi? - spytałam wreszcie, kaszląc, bo chrypa zatkała moje gardło.
Tata wyprostował się niespokojnie.
- Możesz tłumaczyć?
- Jasne - bąknęłam.
- Justin musi odejść - powiedziała mama.
Wytrzeszczyłam oczy i wychyliłam się, by ją lepiej widzieć.
- Słucham?
Tata położył mi rękę na kolanie.
- Przetłumacz - poprosił.
Zrobiłam, co mi kazał. Myślałam, że Justin będzie wściekły. On natomiast kiwnął spokojnie głową i wstał.
- Zrozumiał? - spytała zaskoczona mama, patrząc na chłopaka.
Wzruszyłam ramionami.
- Czekaj - powiedziałam do Justina, po czym zwróciłam się do rodziców: - O co wam chodzi? Dlaczego?
- Nie widzisz, co się stało? Twoja siostra zginęła - rzekła ostro mama.
Och, serio? Zupełnie się tego nie spodziewałam. Kontynuuj swoją opowieść, mamo.
- I co? - bąknęłam, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
- To, że wszystko stało się przez niego! - krzyknął tata i wbił wzrok w Justina.
Chłopak przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie błagalnie.
- Tato - zaczęłam - to przez Brandona Greenmore'a moja siostra nie żyje.
- Zastanówmy się, z kim Brandon był związany - prychnęła mama. - Poza tym spójrz na siebie. Nigdy nie powiesz mi, że blizna na twoim policzku była spowodowana upadkiem ze schodów.
Przymknęłam oczy, przypominając sobie, jak w noc po tym okropnym wypadku, wstałam do łazienki, spotykając na korytarzu mamę. Wytłumaczyłam jej ze spokojem, że byłam na spacerze, potknęłam się i spadłam ze schodów. Myślałam, że uwierzyła.
Dotknęłam opuszkami palców gojącej się rany. Ból, jaki towarzyszył mi, gdy Brandon przecinał skórę, był niesamowity.
- Mamo, to nie tak...
- On ci to zrobił! - wrzasnęła.
- Mamo... - zdałam sobie sprawę, że ma po części rację.
Nie mogłam dopuścić do siebie jednak tego, że to wszystko wina Justina.
- Dlatego, chłopcze - tata wstał i dotknął wskazującym palcem ramienia Justina, tak, że chłopak drgnął - wynoś się stąd, nim cokolwiek ci zrobię. Nie potrzebujemy cię. Ani ja, ani moja żona, a tym bardziej moja córka. Zrozumiałeś?
Justin wpatrywał się w niego przerażony, bojąc się zareagować. Krzyczy na niego obcy facet, a on w dodatku nic nie rozumie.
Mama spojrzała na mnie wyczekująco.
- Nie przetłumaczę tego - wzruszyłam ramionami.
- Nie umiesz? - spytał tata.
Pokręciłam przecząco głową. Nie wiedzieli, że Justin działał na mnie uspokajająco, jeśli chodzi o mój angielski. Przy nim czułam się jak ryba w wodzie, używając tego języka. Przed nimi mogłam jednak udawać, że jest inaczej.
Tata zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Pociągnął Justina za materiał koszulki, którą miał na sobie i dosłownie wyprowadził go w kierunku drzwi.
- Tato! - wrzasnęłam, lecz mama położyła mi dłoń na ramieniu, kiwając głową.
Usłyszałam huk zamykanych drzwi i już wiedziałam, że mój chłopak został po prostu wyrzucony.
Odchyliłam koc i wstałam pewnie, kierując się do drzwi. Ja wręcz biegłam. Minęłam tatę, który rzucił za mną krótkie "Wyjdziesz, a nie masz po co wracać", lecz nawet nie odwróciłam się na te słowa.
Miałam na sobie krótkie jasne spodenki od dresu, które kupiłam dawno temu, pragnąc ćwiczyć z Zuzą każdego wieczoru. Poza tym moje ciało okrywała także ciemna bluzka z cienkiego materiału, luźna jak cholera, bym tylko czuła się swobodna.
Pchnęłam drzwi i zatrzasnęłam je za sobą. Justin szedł w stronę przystanku i przeczesywał swoje włosy palcami. Miałam wrażenie, że wyrywał je sobie z głowy.
- Justin! - wrzasnęłam, zbiegając po schodkach i otwierając furtkę. - Justin!
Chłopak nie zatrzymał się. Szedł przed siebie, nawet się nie oglądając.
Był już daleko, lecz zebrałam w sobie wszystkie siły i wreszcie do niego dobiegłam. Było mi okropnie niewygodnie stawiać kroki bosymi stopami. Nie zdążyłam założyć butów.
Chwyciłam go za przedramię i stanęłam przed nim. Podtrzymując się jego ciała, spojrzałam na asfalt, ciężko dysząc.
Chciał mnie wyminąć, ale ścisnęłam go mocniej.
- Przestań - powiedziałam stanowczo.
- Co mam przestać? Zachowywać się jak dupek? - prawie wykrzyknął. - Przez to, że twoja siostra zginęła? Przez to, że zabił ją Brandon? Przez to, że przyglądałem się całej tej sytuacji jakby nigdy nic? Czy może przez to, że wszystko to moja wina?
Poczułam, jak po policzku zaczynają płynąć mi łzy. Spojrzałam na niego błagająco.
- Justin - załkałam - wróć.
- Nie - odpowiedział ostro. - Nie wrócę tam, gdzie mnie nie chcą. To koniec. Wracam do domu.
Jedyne, co mogłam zrobić, to wspiąć się na palce i delikatnie pocałować go w usta. Zamknął oczy i oparł się o mnie swoim czołem, zaglądając głęboko w oczy.
- Nie zachowuj się tak - poprosiłam. - Ja cię chcę. - Wyszeptałam.
- Nie utrudniaj tego.
- Ja. Cię. Chcę. - Powtórzyłam, akcentując każdy wyraz.
Justin zaśmiał się cicho.
- Słucham? - spytał, choć wiedziałam, że doskonale usłyszał, co mówię.
- Ja. Cię. Chcę. Chcę. Cię. Ja. - Powiedziałam wyniośle.
I była to zdecydowanie prawda. Właśnie w tym momencie poczułam, jak głębokim uczuciem do niego płonę. Jak pragnę go trzymać przy sobie, przytulać i głaskać po włosach. Niezależnie od tego, co zrobił. Niezależnie od tego, co działo się w łóżku, tuż przed tym, jak porwano Ewę. Niezależnie od tego, czy była to jego wina, czy nie.
Ujął moją twarz w dłonie i pocałował. Puścił podbródek i wplótł palce we włosy, pociągając za najwrażliwsze końcówki. Nagle pocałunek uległ zmianie - nie był już czuły, lecz mocny i zdecydowany. Jego język wślizgnął się władczo przez moje usta.
Oderwałam się od niego.
Z zamkniętymi oczami, błądził jeszcze przez chwilę, szukając zbliżenia, lecz po chwili zrezygnował.
- Kocham cię, Justin - szepnęłam.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie elektryzująco. Ten wzrok mnie pociągał, ale również sprawiał, że moje nogi przypominały watę.
- Możesz powtórzyć? - zaśmiał się, drocząc ze mną.
- Mogę - ucałowałam go delikatnie w czubek nosa. - Kocham cię.
Wiedziałam już, że to prawda. Te słowa były dla mnie jak nić, jak potężny ciężar, który na nas spoczął. Lecz byłam z tego powodu zadowolona.
Czułam, że dzięki Justinowi przewalczę ten pogrzeb. Że będę czuła obecność Ewy zarówno jutro, jak i przez całe moje życie.
Z uśmiechem na ustach splotłam nasze palce i oparłam się brodą o jego klatkę piersiową.
Jedną rękę wsunął pod moje kolana, a drugą złapał talię i podniósł mnie z ziemi.
- To co, wracamy? - spytał.
Nie mówiąc nic, kiwnęłam porozumiewawczo głową.
--------------
Ugh, nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Nie wyszedł mi tak, jak planowałam, zresztą ostatnio nic nie idzie po mojej myśli.
Kocham Was i przepraszam za śmierć Ewy.
Twitter Anki ○ Twitter Justina
xox Wera
jak zwykle genialne :)
OdpowiedzUsuńcudo!@
OdpowiedzUsuńświetne to jest <3
OdpowiedzUsuńjak to w życiu bywa - jedno się polepsza, drugie pieprzy:))) powodzenia zycze Ance w rozmowie z rodzicami
OdpowiedzUsuńżycze powodzenia też
UsuńJustin jest cudowny.
OdpowiedzUsuńpierwszy raz czytałam scenę pocałunku i nie zwróciłam obiadu na klawiaturę xD
OdpowiedzUsuńcudowne <3
Usuńwooohooo, szkoda mi Twojej klawiatury:(
Usuń*cudowne <3 teraz lepiej a nie odpowiedź do komentarza xD
OdpowiedzUsuń10,866 wejść! CZUJESZ TO WERA
OdpowiedzUsuńczuję to!
Usuńświetny rozdział, nie mów że nie jesteś zadowolona bo jest ekstra!!!
OdpowiedzUsuńawwwwwh <3
OdpowiedzUsuńaaaa świetne!!
OdpowiedzUsuńto jest cudowne<3333
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
UsuńCudowne!! <3 @d0perihanna
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
UsuńJustin jest taki uroczy <3
OdpowiedzUsuńowszem, jest <3
Usuńduzo osob na tt o tym pisalo wiec postanowilam poczytac i dkfbfkdbd kocham to laska masz talent<3
OdpowiedzUsuńdziękuję awh <3
Usuńnaprawdę świetne opowiadanie. jestem zachwycona. *.*
OdpowiedzUsuńdziękuję aw <3
Usuńswietne :*
OdpowiedzUsuńdzięki <3
Usuńnaprawdę genialne!
OdpowiedzUsuńdzięki <3
Usuńboskie!!
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
Usuń