Ewa
Siedziałam skulona na przednim siedzeniu, cała drżąc. Brandon rozwinął niesamowitą prędkość, okropnie niebezpieczną w terenie zabudowanym. Lecz kiedy wyjechał do lasu, który otaczał Sękocin - małą miejscowość pod Piasecznem, odetchnęłam z ulgą, ale niestety nie na długo.
Ciągle dociskał pedał gazu, a odgłos silników brzęczał mi w uszach. Przez otwarte okno słyszałam również radiowóz, a w bocznym lusterku widziałam, jak malał z każdą chwilą, powoli się od nas oddalając.
- Proszę, zwolnij - zapiszczałam, wbijając się bardziej w siedzenie.
Brandon jakby mnie nie słyszał. Naparł całą siłą na kierownicę, co chwila patrząc w lustro i upewniając się, że nie ma za nami policji.
- Proszę - załkałam i po raz kolejny tego dnia, poczułam na swoim policzku łzy. - Nie chcę umierać.
Mężczyzna przełknął głośno ślinę. Żyły na jego szyi naprężyły się przeraźliwie.
- Nie zginiesz - obiecał takim tonem, jakby mówił o nowym filmie - nie chcę, byś zginęła.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Co on właśnie powiedział? Że nie chce, bym umarła? To wszystko było dla mnie nie do ogarnięcia. Jechał szybciej niż zawodowi kierowcy formuły, mimo, że jego samochód nie był stworzony nawet do przekraczania setki. Tak mi się zdawało. A teraz, jakby nigdy nic, mówi, że nie chce, bym zginęła? O co tu chodzi?
- Jesteś siostrą dziewczyny mojego syna - wyjawił, zaciskając powieki. Na szczęście szybko je otworzył, bo inaczej umarłabym na miejscu i to ze strachu. - To popieprzona sytuacja. - Spojrzał na mnie. - Rozumiesz, co mówię? - kiedy ze strachem pokiwałam głową, powrócił do obserwowania jezdni. - To dobrze. Jesteś inteligentną dziewczyną. Nie chcę cię zranić.
- Więc po co tu jestem? - spytałam cicho, tak, że ledwie ja to usłyszałam.
Nie byłam pewna, czy odpowiednio interpretuję jego słowa lub dobrze dobieram moje, ale w angielskim zawsze poruszałam się szybko i sprawnie, więc nie obchodziło mnie to, czy używam doskonale gramatyki akurat w tej chwili.
- Jesteś przynętą. Tylko czymś, co ma sprawić, że Justin będzie cierpiał.
- Jakim cudem Justin ma cierpieć, skoro nie jestem z nim związana?
Jego klatka piersiowa uniosła się do góry, po czym równie szybko opadła.
- Jego dziewczyna jest z tobą związana i to wystarczy.
- Czemu ani razu nie nazwałeś mnie suką? - spytałam, jeszcze zanim dobrze zastanowiłam się, co chcę powiedzieć.
- Bo nie jesteś suką - spojrzałam na niego, a w jego oczach pojawiły się łzy. Kompletnie zwaliło mnie to z tropu. Udawał? - Nie chcę cię w żaden sposób skrzywdzić, kochanie. Czuję się tak, jakbyś była moją córką.
Przełknęłam głośno ślinę i wyprostowałam się.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie zapięłam pasów. Wychyliłam rękę w bok, ale niczego nie napotkałam. Spojrzałam tam przerażona. W tym samochodzie nie było pasów.
- Szukasz bezpieczeństwa? - zapytał gorzko Brandon.
Mruknęłam, kiwając głową.
- Pasy są mi niezbędne, jeśli chcę przeżyć.
- Pod siedzeniem.
Wychyliłam się i dopiero tam napotkałam czarny pas, który przeciągnęłam przez swoje kolana i zapięłam. Odetchnęłam głęboko.
Brandon zahamował nagle, a ja chwyciłam się deski rozdzielczej, by nie spaść z fotela.
- Zrobimy coś innego. Trzymaj się mocno. Jeśli nic ci się nie stanie, będzie dobrze.
Naprawdę? Myślałam, że zależy nam tylko na tym, byśmy zginęli.
- A jeśli nie? - spytałam przerażona, wytrzeszczając oczy. Wokół nas rósł potężny las. Jechaliśmy po asfaltowej drodze. Bałam się, że jakiś obcy samochód zjawi się przed nami, a Brandon nie pohamuje złości i w niego uderzy.
- To będzie źle - dokończył Brandon, dumny ze swojego pomysłu.
Zmienił bieg na automatycznej skrzyni biegów i wycofał samochód. Już wiedziałam. Chciał go odwrócić, byśmy byli twarzami i maską do kierunku, z którego właśnie przyjechaliśmy.
Gdy mu się to udało, westchnął głęboko, jakby to była najważniejsza decyzja w jego życiu.
Przed nami pojawił się radiowóz policyjny. Zwolnił. Pewnie myśleli, że Brandon się poddaje. Mnie też przemknęło to przez myśl.
Ale zaraz, co to? Tam, w oddali...
Kolejny samochód. W dodatku nasz. Mojego ojca. Jak to dobrze, że tata w piątkowe wieczory, które są zakończeniem roku upija się z mamą, aby uczcić koniec szkoły jak nastolatki, toteż wracają autobusem. To pewnie Anna z Justinem, pomyślałam w duchu.
Przeżegnałam się prawą ręką i zaczęłam modlić się do Boga, by wszystko było w porządku.
Anna
- Co on wyprawia?! - usłyszałam przeraźliwe pytanie Justina, obijające się o ściany mojej czaszki. - Pochrzaniło go do reszty?!
Mój chłopak zatrzymał samochód, zjeżdżając na bok. Obserwowaliśmy to, co właśnie miało się stać. Pragnęłam wysiąść z wozu i podbiec do Ewy, przytulić i odpowiedzieć na słowa, które wyszeptała, zanim Brandon zabrał ją z mojego uścisku.
Kocham Cię.
Kiedy przypominałam sobie ból w jej oczach, który widziałam niemalże kilka minut temu, moje serce zaczęło się kroić. Tak bardzo chciałam ją uchronić przed złem. Była moim wszystkim.
Poczułam dłoń Justina, którą położył na moim udzie i mocno ścisnął, by dać mi wsparcie.
A to, co zobaczyłam, stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłam krzyknąć.
Samochód Brandona ruszył przed siebie, w sekundę rozwijając niesamowitą prędkość. Radiowóz nie zatrzymał się, myśląc, że Brandon ich wyminie i pogoń zacznie się od nowa.
Byliśmy kilkanaście metrów od całego zdarzenia, lecz czułam w mojej głowie, że Brandon wcale nie chciał ich wyminąć. Chciał się o nich rozbić.
Jego wóz, rozpędzony do granic możliwości, uderzył w policję. Przejeżdżając przez maskę, dach, aż wreszcie robiąc przewrotkę na betonie. Usłyszałam niesamowity huk i dźwięk rozbijanego szkła oraz metalu.
- Kurwa! - krzyknął Justin, wbijając swoje ciało w siedzenie.
Z impetem otworzyłam drzwiczki i wysiadłam na zewnątrz.
Widziałam, jak obydwa samochody płoną. Dym unosił się w niebo, tworząc niesamowicie groźną aureolę nad wypadkiem.
Zobaczyłam dwóch policjantów, którzy szybko wysiedli ze swojego pojazdu, otrzepując się i krzycząc. Z ich kurtek unosił się ogień. Szybko je zdjęli i rzucili na ziemię, ubijając. Rozejrzeli się dookoła i spojrzeli na samochód Brandona.
Mężczyzna, który zabrał moją siostrę, wysunął się na powierzchnię przez otwarte okno. Widziałam z oddali, jak ciężko dyszy.
Ale zaraz, gdzie moja siostra? Czemu nie wyszła z nimi?
Zaczęłam biec w tamtym kierunku. Nie obchodziło mnie, czy zginę. Moje życie nie mogło być ważne, jeśli ona by umarła.
Wiatr targał moimi włosami, owijając zimnym powietrzem również nogi. Miałam na sobie tylko koszulkę do połowy ud, bieliznę i trampki. Nie zdążyłam nałożyć spodni, jednak nie interesowało mnie to.
- Zaczekaj! - usłyszałam błaganie Justina oraz jego kroki. On również biegł.
Huk, jaki dobiegł do moich uszu w jednej sekundzie, był gorszy od jakichkolwiek innych dźwięków.
Samochód Brandona wybuchł przed moimi oczami.
Justin dobiegł do mnie, mimo, że wcale nie przestałam się poruszać. Zatrzymał mnie, oplatając swoje dłonie na moich biodrach i dopychając do siebie tak, bym stała nieruchomo.
- Nie! - wrzasnęłam. Darłam się na całe gardło, jakby to miało cofnąć całe zdarzenie. Zaczęłam walić Justina po rękach. - Puść mnie! Muszę ją ratować!
Chłopak wtulił twarz w moje włosy, a łzy zasłoniły mi widok. Dostrzegłam trzy sylwetki idące do nas.
Dwóch policjantów mimo swojego beznadziejnego zmęczenia, prowadziło za ręce Brandona, który był cały mokry od potu, a z przeciętego policzka leciała mu krew.
Zaczęłam machać w jego stronę rękami, ale Justin szybko je złapał. Zrozumiałam, jakie moje ciało jest kruche i bezbronne w porównaniu z nim.
- To się porobiło - powiedział jeden z policjantów, jakby dawał recenzję książki.
Zaśmiałam się histerycznie i oparłam o plecy Justina.
- GDZIE JEST DO CHOLERY MOJA SIOSTRA?! - wrzasnęłam na całe gardło, tak, że wszyscy znieruchomieli. Po tych słowach ponownie zaczęłam się rzucać, a Justin robił wszystko, by mnie utrzymać.
- Przepraszam - wyszeptał Brandon, stojąc przede mną. - Była przypięta pasami, nie mogłem nic zrobić. Nie dosięgnąłem jej. Ona...
- Brandon - upomniał go Justin, prosząc tym samym, by przestał mówić.
- ...nie żyje.
Splunęłam mu w twarz, po czym zapłakałam głośno i zakołysałam się w ramionach Justina.
Mój cały świat przestał istnieć. Byłam niepotrzebną marionetką chodzącą po ziemi. Byłam bezużyteczna.
Odwróciłam się twarzą do chłopaka, a on przyciągnął mnie do siebie najmocniej jak potrafił. Zapłakałam w jego ramionach, nie rozumiejąc jeszcze do końca tego, co się wokół działo.
-------------
Żadna notka nie jest potrzebna. Dziękuję, dobranoc.
xox Wera
PS Zaobserwujcie Ankę oraz Justina na Twitterze.
JEZUS MARIA.
OdpowiedzUsuńdokładnie.
Usuńtego bym się kurwa mać nie spodziewała :O
OdpowiedzUsuńhaha, o to mi chodziło.
Usuńpopłakałam się..
OdpowiedzUsuńja też
Usuńkuzwa czemu placze!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Usuńnienawidze Cie weronika. usmiercilas jedna z najlepszych osob
Anonim1: przepraszam
UsuńAnonim2: przepraszam
UsuńAnonim3: naprawdę przepraszam.
Usuńnienawidze cie
OdpowiedzUsuńteż jej nienawidze..
UsuńJulia: dziękuję
UsuńAnonim2: dziękuję
Usuńjak mogłaś to zrobić?!
OdpowiedzUsuńhejtuje cie,ja pierdziele ona byla cudowna czemu ja zabilas?!
OdpowiedzUsuńhejtuj,przepraszam
Usuńnie.mam.slow..
OdpowiedzUsuńja.też.nie.
Usuńjezu,Ewa!!!
OdpowiedzUsuń:(
Usuńto mnie wbiło w fotel,zupelnie sie nie spodziewalam jezus maria:O
OdpowiedzUsuń:(
UsuńKOCHAM TEGO BLOGA!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń<3
Usuńto jest niesamowite co ty robisz dziewczyno :O kocham cie
OdpowiedzUsuńja Ciebie też :)
UsuńSuper @d0perihanna
OdpowiedzUsuńboli mnie to, że jej juz nie ma..
OdpowiedzUsuńmnie tez to boli..
Usuńgdyby nie Ewa, to cale opowiadanie straciloby sens. Anka nie pojechalaby na koncert Justina, nie poznaliby sie, nic by nie wyszlo. zzylam sie z ta postacia.
OdpowiedzUsuńja tez sie zzylam.
Usuńto jest smutne jeju
OdpowiedzUsuńnie chcę żeby umierala:(
OdpowiedzUsuńza późno.
Usuńona nie mogła tak po prostu zginąć!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńniestety.
Usuńryczę jezu
OdpowiedzUsuńja też :(
Usuńkocham kocham kocham Cię!
OdpowiedzUsuńjak możesz ją kochać za to że Ewa zginęła?
UsuńA MOZE KOCHA JA ZA TO ZE TO OPOWIADANIE JEST JAKIE JEST?! PRZERASTA WSZYSTKO,BRAWO WERA
UsuńAnonim1: też Cię kocham!
UsuńAnonim2: p r z e p r a s z a m
UsuńAnonim3: dziękuję :)
Usuńp l a c z e, s l y s z y s z m o j p l a c z
OdpowiedzUsuńsłyszę:(
Usuńkocham Cię
OdpowiedzUsuńdziękuję,ja Ciebie też <3
UsuńCudowny
OdpowiedzUsuńdziękuję :')
Usuńjak mogłaś przez ciebie ryczałam w autobusie pełnym ludzi !...........nie wyglądało to ciekawie ......
OdpowiedzUsuńhaha przepraszam:(
UsuńLUDZIE OPAMIĘTAJCIE SIĘ
OdpowiedzUsuńnienawidze cię nienawidzę cię ja jej też
jak myślicie miło by wam było czytać takie komentarze ???
ile wy macie lat ? 3 ? żeby takie rzeczy pisać ???
przez takie wasze ( niemówie o wszystkich bo są osoby które wychylą się i piszą dobre słowa ) niektórzy blogerzy zawieszają blogi bo są dobici takimi dupnymi komentarzami
autorka tego bloga ma prawo robić wszystko z opowiadaniem bo to JEJ opowiadanie !!!!! a oddani czytelnicy z nią zostaną choćby niewiem co chcecie mieć prawo do ustalania kogo uśmieracać to załóżcie sobie bloga zobaczymy czy będzie w dalej tak fajnie ;)
ja uważ że rozdział tak samo jak opowiaanie fajne :****
pozdro ;)
Anana
nic się nie stało, że tak piszą, to słowa pisane pod wpływem emocji, nie urażają mnie, aczkolwiek dziękuję za obronę, jesteś kochana :*
Usuńdziękuje :*****
Usuńświetne!
OdpowiedzUsuńdziękuję <3
Usuń