poniedziałek, 26 sierpnia 2013

30. (OSTATNI)

Anna

Leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Przekręciłam się na drugi bok, błądząc po materacu i automatycznie szukając Justina. Kiedy nic nie napotkałam, otworzyłam oczy i poczułam, jak kleją się od łez. Musiałam płakać całą noc.
Napotkałam chłopaka na krześle przy drzwiach. Miał na sobie szare spodnie od dresu zwisające luźno na biodrach i białą koszulkę z dekoltem w kształcie litery "V". Obserwował mnie. W gardle pojawiła się niesamowita gula, a serce się ścisnęło, po czym niekontrolowanie z moich oczu ponownie zaczęły płynąć łzy.
- Czekałem, aż się obudzisz - wstał i okrążył łóżko, by łatwiej mu było mnie dotknąć. Nachylił się i wsunął mi ręce pod plecy i łydki, po czym podniósł mnie jak piórko.
- Co robisz? - chlipnęłam, z trudem łapiąc oddech.
- Musisz się odświeżyć - wytłumaczył zasadniczym tonem, nogą otwierając drzwi do łazienki.
Postawił mnie przed kabiną prysznicową i ściągnął przez głowę moją koszulkę. Położył ją na koszu z brudnymi rzeczami i delikatnie zsunął mi majtki. Złapałam się jego ramienia, gdy podnosiłam nogę, by z nich wyjść.
Podał mi dłoń, abym weszła pod prysznic. Gdy to zrobiłam, nie zasunął drzwi. Zamiast tego zdjął własną koszulkę. Wstrzymałam oddech, patrząc na jego ciało, po czym łzy zasłoniły mi widok.
Justin pozostał w spodniach i nie stanął obok mnie. Wychylił się i dosięgnął prysznica, by przekręcić kurek.
Ciepła woda zaczęła oblewać mi ciało oraz włosy, pozostawiając w łazience gorącą parę. Westchnęłam głęboko i rozkoszowałam się tym uczuciem.
Justin naniósł na rękę żel, odwiesił prysznic tak, że spłukiwał całą moją skórę i zaczął mnie myć. Nie pytałam, czemu to robił, ale byłam mu za to wdzięczna. Nie zdołałabym zrobić tego sama, a pójście na pogrzeb jako nieświeża, śmierdząca siostra nie było dobrym pomysłem.
Nie kontrolowałam już płaczu.
- Jadłaś coś? - spytał Justin, gdy skończył płukać moje włosy. Złapał mój łokieć i pomógł mi wyjść.
Kiedy ocierał mnie ręcznikiem, przyglądałam mu się z fascynacją. Zachował się profesjonalnie. Żadnych gwałtownych ruchów. Zrobił to, czego w najmniejszym stopniu od niego nie oczekiwałam, a jednak - zrobił.
- Jadłaś? - powtórzył pytanie niesamowicie zaborczym tonem.
- Jak mogłam jeść? - zapytałam spokojnie. - Dopiero co wstałam.
Założył na mnie czystą, czarną, koronkową bieliznę. Gdzie ją znalazł? Chyba nie zna zakamarków mojego pokoju... Mam nadzieję.
Przez nogi wsunął na mnie czarną, skromną sukienkę za kolana z rękawami trzy czwarte. Tak dawno jej na sobie nie miałam, że prawie zapomniałam o jej istnieniu. Odsunął się, podziwiając mnie nieobecnym wzrokiem.
Po chwili podszedł i otarł moje łzy prawym kciukiem. Wyjął z szuflady wacik higieniczny i naniósł na niego tonik. Cholera, gdzie się tego nauczył? Po umyciu mojej twarzy stanął za plecami i wysuszył mi włosy. Kiedy skończył, a suszarka przestała męczyć moje uszy, delikatnie rozczesał pasma, po czym splótł francuskiego warkocza. Przełożył mi go przez ramię, tak, że zwisał swobodnie przy moich piersiach.
- Chodź - nakazał i wyszliśmy z łazienki. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem trafiłam właśnie na niego. 
Pomógł usiąść mi na łóżku, po czym wrócił tam, skąd przed chwilą wyszliśmy. Zaczęłam bawić się własnymi palcami, patrząc na podłogę. Starałam się nie myśleć o Ewie, ale było to wręcz niemożliwe. Ukłucie w sercu nie zapewniało mi żadnego spokoju. Nie chciałam ryczeć przy wszystkich. Po prostu nie chciałam...
Podniosłam wzrok, gdy usłyszałam przed sobą kroki Justina.
Przebrał się w czarne spodnie od garnituru. Założył jasną koszulę, a na to marynarkę, którą zapiął starannie na wszystkie trzy guziki.
Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem i chwycił moje ramię.
- Teraz coś zjesz - powiedział, wyprowadzając mnie z pokoju.
Ledwie włóczyłam nogami, schodząc po schodach. Przez myśl przeszło mi nawet to, że Justin zaraz nie wytrzyma i weźmie mnie na ręce, co się na szczęście nie stało, ponieważ nie chciałam zgrywać męczennicy.
Wiedziałam, że wszyscy są w salonie, więc szybko skierowałam się do kuchni. Nie miałam ochoty na nich patrzeć i podwójnie przeżywać cierpienia.
- Omlet? Jajecznica? Płatki z mlekiem? - wyliczał Justin, zatrzymawszy się przy lodówce.
- Jabłko - odparłam cicho, bojąc się jego reakcji. Dlaczego tak bardzo zależało mu, abym coś zjadła?
Westchnął.
- Omlet - przyznał, kiwając głową i wyjmując na blat potrzebne produkty. - Och - uniósł ręce do góry - ja również zjem, nie musisz na mnie zwracać uwagi - zachichotał.
Bezradnie opadłam na krzesło przy stole i ukryłam twarz w dłoniach.
Piętnaście minut później Justin postawił przede mną talerz z trzema kromkami ciemnoziarnistego chleba, położonymi tuż przy okrągłym omlecie.
Wpatrywałam się w przygotowany posiłek.
Kiedy Justin skończył swoją porcję, ja nadal nie tknęłam swojej.
- Mam cię nakarmić? - spytał, wyraźnie urażony. Nie chciałam mu sprawiać przykrości, toteż szybko zabrałam się do jedzenia.
Gdy skończyłam, podniósł talerz i wsunął go do zlewu. Zachowywał się niesamowicie stosownie i umiarkowanie. Byłam z niego dumna. Był mój. Można tak powiedzieć.
Wstaliśmy od stołu. Dostrzegłam mamę z tatą i pozostałą częścią rodziny, kiedy przechodzą przez przedpokój, z pewnością po to, by założyć buty i wyjść.
Poszłam do nich.
Mama była ubrana w czarne spodium akcentujące jej talię, a tata podobnie jak Justin - czarne spodnie i marynarkę. Przywitałam się grzecznie z babcią i dziadkiem, gdyż nie zrobiłam tego wczoraj, po czym minęłam wszystkich i wyszłam na zewnątrz.
Stanęliśmy z Justinem przed furtką, czekając na samochód. Kiedy tata wyjechał z garażu, dostrzegłam, że dla mnie i dla mojego chłopaka brakuje już miejsca.
- Mamo - zaczęłam, lecz Justin ścisnął mnie w talii, nakazując spojrzeniem, bym była cicho.
Mama skinęła nam głową, gdy odjeżdżali. Zaraz... Czy oni właśnie odjechali? A co z nami?
Odwróciłam się na pięcie, słysząc podjeżdżający od tyłu dźwięk samochodu. Dostrzegłam czarnego vana z przyciemnianymi szybami. Justin podszedł do tylnych drzwi i otworzył mi je, bym wsiadła. Spełniłam jego życzenie.
Usiadłam na ciemnej, wygodnej skórze i popatrzyłam na kierowcę. Mężczyzna w podeszłym wieku uśmiechnął się, po czym spochmurniał.
- Przykro mi, pani Miller - bąknął, a kiedy Justin zajął miejsce obok, ruszył przed siebie.
- O co tu chodzi? - szepnęłam do Justina, bojąc się, że facet nas usłyszy.
- To Viston - wytłumaczył chłopak, kładąc mi dłoń na kolanie. - Mój kierowca.
No tak. Dlaczego zapominam, że Justin jest bogaty?
- Jeździ za tobą wszędzie?
- Tam, gdzie go potrzebuję - odparł i zamilkł, odwracając głowę i podziwiając widoki za oknem.
Spoważniałam automatycznie, patrząc na innych ludzi, którzy jakby nigdy nic, cieszyli się z uroków rozpoczynających wakacji. Przełknęłam ślinę. Dlaczego tak okropnie się dla mnie zaczęły?
Nawet się nie zorientowałam, gdy dojechaliśmy na Stare Miasto, pod kościół świętej Anny. Nie wiedziałam, że można tu wjeżdżać, ale jak widać, dla Vistona nie było żadnych ograniczeń.
Po co tu przyjechaliśmy?
- Myślałam, że pogrzeb ma się odbyć w kościele św. Katarzyny - mruknęłam, gdy Justin podał mi dłoń, aby pomóc mi wysiąść.
- Uznałem, że tu będzie lepiej - wyjaśnił, zamykając za mną drzwi. Zanim się spostrzegłam, Viston odjechał.
- Przecież msze tutaj są strasznie drog... - zaczęłam, lecz zamilkłam, przypominając sobie, z kim mam do czynienia.
Cała moja rodzina stała już przed wejściem. Czekali na nas. Wyglądali niesamowicie ponuro. Nie dziwię się.
Podeszłam do nich szybkim tempem.
- Mamo, a kostnica? - spytałam, zaciskając zęby. - Chciałam się pożegnać z Ewą.
Tata położył mi dłoń na ramieniu.
- Uwierz mi, kochanie, że nie chciałabyś jej oglądać w takim stanie.
Te słowa ścisnęły moim gardłem i z trudem pohamowałam się przed płaczem. Weszliśmy do kościoła w posępnym nastroju.

Msza przebiegła zadziwiająco szybko. Nie spodziewałam się, że wytrzymam cały czas, siedząc w ławce, nie płacząc ani razu. Justin nerwowo ściskał moją dłoń. Sprawiał wrażenie nieobecnego, ale równocześnie bardzo go to wszystko poruszyło. Widziałam to w jego oczach, patrząc w nie co chwila, kiedy jego ucisk stawał się mocniejszy.
Ludzi było ogromnie dużo. Przeczesywałam wzrokiem cały kościół, co było trudne, ponieważ siedziałam w pierwszej ławce. Gdy się odwracałam, patrzyłam na twarze znajomych Ewy. Przyszła prawie cała szkoła, co było niesamowite.
Musieli ją uwielbiać.
Była niesamowitą siostrą i zawsze będę ją pamiętać jako kogoś wyjątkowego. Nauczyła mnie jak się nie poddawać i walczyć o marzenia. Gdyby nie ona, nie trzymałabym Justina przy sobie. Nigdy bym go nie poznała. Jestem jej za to wdzięczna i będę. Zawsze. Za wszystko.
Wyszliśmy z kościoła w zgodnym rytmie, nie zatrzymując się ani na chwilę.
I ponownie ruszyliśmy w trasę, lecz tym razem usiadłam Justinowi na kolanach, przytulając się do niego całą sobą. Miałam ochotę płakać, lecz czemu nie mogłam?
Wysiedliśmy przy cmentarzu przy ulicy Wolskiej. Zawsze pragnęłam być tu pochowana, więc czemu nie mogłam przenieść tego marzenia na siostrę? Poza tym było tu tak przestronnie i cicho, że chciałam się w tym miejscu zatracić... gdyby nie fakt, po co tu przyjechałam.
Justin wysiadł ze mną na rękach z samochodu i postawił mnie na ziemi, przez co zakołysałam się niespokojnie. Podtrzymał mnie i pomachał Vistonowi, po raz kolejny tego dnia.
- Wszystko w porządku? - spytał, prowadząc mnie za trumną.
Kiwnęłam głową, chociaż oboje doskonale wiedzieliśmy, że to nieprawda.

Gdy trumna zniknęła w ziemi i zaczęto ją starannie przysypywać, nie wiedziałam, co zrobić z rękami. Justin jakby to wyczuł, bo odsunął się ze mną od całego tego tłoku i przycisnął do siebie tak, że oplotłam go dłońmi. Był taki ciepły.
- One less lonely belieber - wyszeptał mi we włosy.
- Co?
Pocałował mnie w skroń.
- Jedna samotna belieber mniej - powtórzył.
Ujął to w nieskazitelnie dobrych słowach. Wszystko zaczęło się od One Less Lonely Girl na jego koncercie, a zakończyło tu, przy One Less Lonely Belieber.
Westchnęłam głęboko. Pragnęłam zostać w jego ramionach przez resztę życia.

----------------------
O S T A T N I
Nie wiem co powiedzieć, nigdy bym się Was tu tyle nie spodziewała. Pomyśleć, że zaczynałam z taką małą liczbą odsłon, nic nieznaczącą, a teraz... Nie mam słów.
Dziękuję każdemu, kto poświęcił chociażby chwilę na przeczytanie nawet jednego rozdziału. To dzięki Wam pisałam dalej. Dziękuję również osobom, które były ze mną od początku, jak również tym, które dołączyły w trakcie i zostały już do końca.
Jesteście zupełnie niesamowici.
Gdybym mogła, wyściskałabym Was tak długo i mocno, jak się tylko da.
Odpowiadam na pytania, które zadajecie na asku: Tak, będzie druga część. Jeszcze nie wiem kiedy, ale planuję ją. Zdałam do trzeciej klasy, a co się z tym wiąże, mam egzaminy, więc dodawanie jakichkolwiek postów będzie graniczyło z cudem, ale postaram się.
Dla kogo, jak nie dla Was?
Jesteście moim natchnieniem.
Kocham Was

Wera

niedziela, 25 sierpnia 2013

29.

Justin

Przeniosłem Annę spokojnie przez próg i zdjąłem buty.
- Chodź na górę - zamruczała, przesyłając swój ciepły oddech na moją szyję. - Chcę móc się komuś wypłakać.
Jej dotyk był taki kojący, że prawie zmiękłem.
- Nie - powiedziałem i delikatnie postawiłem ją na ziemi. Wpatrzyła się we mnie swoimi pięknymi oczyma, nie rozumiejąc, co mam na myśli. Chwyciłem jej dłoń. - Chodź.
Skierowałem się do kuchni. Już wiedziałem, co zamierzam zrobić.
Byli tam jej rodzice oraz ciotka z synem. Znakomicie. Skinąłem głową do jej cioci, która oblała się rumieńcem i pociągnęła za sobą syna, który chyba nie do końca mógł uwierzyć, że to ja - pedał z dziewczyną u boku, Justin Bieber, człowiek, który nie ma fanów, mimo, że tysiące dziewczyn mdleje na jego widok.
Prychnąłem, lecz szybko spoważniałem, widząc spojrzenie rodziców Anny.
Odwróciłem się do Anny i szepnąłem, by tłumaczyła dopiero, jak skończę. Skinęła głową.
- Proszę państwa - zacząłem, podchodząc bliżej - kocham państwa córkę najmocniej na świecie. Nie wiem, jak możecie wyrzucać mnie z domu, wiedząc, że to ja ostatnio wywoływałem uśmiech na jej twarzy. Że to ja przy niej byłem. Niezależnie od tego - przyciągnąłem Annę do siebie i położyłem jej dłoń na zranionym policzku - jak wiele ją to kosztowało. Ponownie zwróciłem się do rodziców. - Myślałem, że wiecie, co dla niej najlepsze. A teraz, gdy umarła jej siostra, wy wyrzucacie osobę, którą kocha, na bruk? Tak się nie robi.
Skinąłem głową do Anny, aby przetłumaczyła. Wiedziałem, jak wiele ją to kosztowało.
Rodzice słuchali jej z niesamowitą uwagą i skupieniem, a kiedy Anna skończyła, tata rzucił coś, co nie brzmiało już jak atak terrorystyczny.
- Pyta, czy cię kocham - szepnęła Ane, stając na palcach. Odsunęła się i powtórzyła głośniej do taty: - Kocham.
Zacisnąłem palce na jej talii. Była taka chudziutka i drobna, a przy tym niesamowicie zgrabna i piękna. Pragnąłem ją przytulić, wiedząc, przez co ostatnio przeszła.
- Tata spytał, co ty tak naprawdę do mnie czujesz.
Och, czy przypadkiem mu tego nie wyjaśniłem kilka minut temu? Dlaczego ojcowie są tacy upierdliwi? Westchnąłem.
- Kocham pańską córkę najmocniej na świecie, od kilku dni czuję, że jest moim wszystkim - wytłumaczyłem.
Poczułem jak Anna wsuwa mi rękę do tylnej kieszeni spodni. Pocałowałem ją w czoło.
Moje nogi były jak z waty.
- Tata powiedział, że nie chce, byś to spieprzył - powiedziała Anna.
- Dziękuję - rzekłem cicho do jej rodziców, po czym wyszliśmy z kuchni.
Nie mogłem uwierzyć w to, że mi się udało. Byłem z siebie niesamowicie dumny i nie chciałem tego zniszczyć.
Usiadłem na łóżku Anny i rozejrzałem się dookoła. Pęknięcie w ścianie, które spowodował Brandon nadal tam było.Westchnąłem, przypominając sobie, co ta mała duszyczka musiała przeze mnie przejść. Straciła siostrę i była to wyłącznie moja wina.
Złapałem ją za ręce i przyciągnąłem tak, że stała teraz między moimi nogami.
Delikatnie zgiąłem jej kolana, żeby usiadła na moich.
- Co robisz? - spytała cicho.
- Ktoś tu mówił, że chce się komuś wypłakać. - Szepnąłem, czując, jak wręcz przykleja swoje czoło do mojej szyi i zaczyna łkać. Pogłaskałem ją po włosach.
- Naprawdę uważasz, że jestem twoim wszystkim? - spytała.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Jesteś moim więcej - podniosłem do ust opuszki jej palców i pocałowałem każdy po kolei.
- Dziękuję - chlipnęła i objęła mnie najmocniej jak potrafiła. - Ewa byłaby szczęśliwa.
Ostatnie zdanie ścisnęło moje serce bardziej, niż powinno. Westchnąłem głęboko i pozwoliłem, by przelała wszystkie emocje na mnie.

-------
Profesjonalista nie pisze na szybko, tylko czeka, aż wszystko będzie idealnie.
Ale nie jestem profesjonalistką i mam prawo do błędów, toteż strasznie się spieszę z pisaniem.
Przepraszam.

xox Wera

sobota, 24 sierpnia 2013

28.

Anna

Siedziałam na kanapie w salonie z podciągniętymi pod brodę kolanami. Mimo upału panującego na dworze byłam okryta kocem. Chłód panujący wewnątrz mojego ciała, otaczał serce i zamieniał je w lód. Oddychałam stopniowo, bardzo powoli, nie nadwyrężając płuc. Wpatrywałam się w las domów za oknem i zastanawiałam, czy jeszcze ktokolwiek na świecie ma gorzej ode mnie.
Justin siedział obok mnie, ale nie pozwoliłam mu się dotknąć. Chciał, abym czuła się bezpiecznie, lecz strefa między naszymi ciałami poszerzała się. Nie potrzebowałam jego łaski. Potrzebowałam spokoju.
Rodzice krzątali się w kuchni, przygotowując posiłek. Dwie godziny temu przyjechała ciocia Ewelina ze swoim synem Cyprianem, młodszym ode mnie o pięć lat. Wieczorem mieli się zjawić również dziadkowie. Wszyscy mieli być gotowi na jutrzejszy pogrzeb.
Niedzielne popołudnie. Minęły dwie doby. Dwie, głupie doby. Obwiniałam za wszystko cały dom, lecz najbardziej siebie. Nie dopuszczałam do mojego umysłu myśli, że więź między mną a moją najukochańszą iskierką została rozerwana bezpowrotnie. Jakby ktoś przeciął wstęgę. Po prostu.
Mama nie rozmawiała ze mną na poważnie od czasu, gdy wróciliśmy do domu z komisariatu. Ciągle płakała. Była roztrzęsiona do tego stopnia, że tata musiał ją wieczorem wykąpać, ponieważ sama nie dała rady. Widziałam w niej siebie. Byłam taka sama.
Za każdym razem, gdy Justin próbował mnie przytulić, biłam go po rękach, a raz nawet uderzyłam w twarz. Nie rozumiałam samej siebie. Z jednej strony pragnęłam jego dotyku, a z drugiej się bałam.
Po raz kolejny tego dnia ukryłam twarz w miękkim kocu i chlipnęłam cicho.
- Ania - usłyszałam nad sobą szept mamy. Podniosłam niechętnie brodę i zobaczyłam, że nachyla się nade mną i trzyma w ręku talerz z kanapkami z łososiem. - Zjedz.
Pokręciłam przecząco głową.
- Ane - poprosił Justin. Zerknęłam na niego karcącym spojrzeniem, na co skulił się w sobie i spoważniał.
Mama spojrzała na mojego chłopaka i skrzywiła się lekko.
Chwilę później w salonie zjawił się tata. Tak samo jak mama, miał podkrążone oczy. Słyszałam w oddali rozmowy cioci i mojego kuzyna. Nie chcieli nam przeszkadzać i doceniałam to.
Tata usiadł między mną a Justinem na kanapie. Mama naśladowała go. Dzięki temu (albo przez to) przepaść między nami stawała się głębsza. Justin zakasłał.
- Powinienem pójść - powiedział i wstał, ale moja mama położyła rękę na jego dłoni i kazała mu usiąść gestem głowy.
Zaciekawiło mnie to. Podciągnęłam się wyżej na kanapie.
Nic się jednak nie wydarzyło, a minuty dłużyły się w nieskończoność.
- O co wam chodzi? - spytałam wreszcie, kaszląc, bo chrypa zatkała moje gardło.
Tata wyprostował się niespokojnie.
- Możesz tłumaczyć?
- Jasne - bąknęłam.
- Justin musi odejść - powiedziała mama.
Wytrzeszczyłam oczy i wychyliłam się, by ją lepiej widzieć.
- Słucham?
Tata położył mi rękę na kolanie.
- Przetłumacz - poprosił.
Zrobiłam, co mi kazał. Myślałam, że Justin będzie wściekły. On natomiast kiwnął spokojnie głową i wstał.
- Zrozumiał? - spytała zaskoczona mama, patrząc na chłopaka.
Wzruszyłam ramionami.
- Czekaj - powiedziałam do Justina, po czym zwróciłam się do rodziców: - O co wam chodzi? Dlaczego?
- Nie widzisz, co się stało? Twoja siostra zginęła - rzekła ostro mama.
Och, serio? Zupełnie się tego nie spodziewałam. Kontynuuj swoją opowieść, mamo.
- I co? - bąknęłam, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.
- To, że wszystko stało się przez niego! - krzyknął tata i wbił wzrok w Justina.
Chłopak przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie błagalnie.
- Tato - zaczęłam - to przez Brandona Greenmore'a moja siostra nie żyje.
- Zastanówmy się, z kim Brandon był związany - prychnęła mama. - Poza tym spójrz na siebie. Nigdy nie powiesz mi, że blizna na twoim policzku była spowodowana upadkiem ze schodów.
Przymknęłam oczy, przypominając sobie, jak w noc po tym okropnym wypadku, wstałam do łazienki, spotykając na korytarzu mamę. Wytłumaczyłam jej ze spokojem, że byłam na spacerze, potknęłam się i spadłam ze schodów. Myślałam, że uwierzyła.
Dotknęłam opuszkami palców gojącej się rany. Ból, jaki towarzyszył mi, gdy Brandon przecinał skórę, był niesamowity.
- Mamo, to nie tak...
- On ci to zrobił! - wrzasnęła.
- Mamo...  - zdałam sobie sprawę, że ma po części rację.
Nie mogłam dopuścić do siebie jednak tego, że to wszystko wina Justina.
- Dlatego, chłopcze - tata wstał i dotknął wskazującym palcem ramienia Justina, tak, że chłopak drgnął - wynoś się stąd, nim cokolwiek ci zrobię. Nie potrzebujemy cię. Ani ja, ani moja żona, a tym bardziej moja córka. Zrozumiałeś?
Justin wpatrywał się w niego przerażony, bojąc się zareagować. Krzyczy na niego obcy facet, a on w dodatku nic nie rozumie.
Mama spojrzała na mnie wyczekująco.
- Nie przetłumaczę tego - wzruszyłam ramionami.
- Nie umiesz? - spytał tata.
Pokręciłam przecząco głową. Nie wiedzieli, że Justin działał na mnie uspokajająco, jeśli chodzi o mój angielski. Przy nim czułam się jak ryba w wodzie, używając tego języka. Przed nimi mogłam jednak udawać, że jest inaczej.
Tata zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Pociągnął Justina za materiał koszulki, którą miał na sobie i dosłownie wyprowadził go w kierunku drzwi.
- Tato! - wrzasnęłam, lecz mama położyła mi dłoń na ramieniu, kiwając głową.
Usłyszałam huk zamykanych drzwi i już wiedziałam, że mój chłopak został po prostu wyrzucony.
Odchyliłam koc i wstałam pewnie, kierując się do drzwi. Ja wręcz biegłam. Minęłam tatę, który rzucił za mną krótkie "Wyjdziesz, a nie masz po co wracać", lecz nawet nie odwróciłam się na te słowa.
Miałam na sobie krótkie jasne spodenki od dresu, które kupiłam dawno temu, pragnąc ćwiczyć z Zuzą każdego wieczoru. Poza tym moje ciało okrywała także ciemna bluzka z cienkiego materiału, luźna jak cholera, bym tylko czuła się swobodna.
Pchnęłam drzwi i zatrzasnęłam je za sobą. Justin szedł w stronę przystanku i przeczesywał swoje włosy palcami. Miałam wrażenie, że wyrywał je sobie z głowy.
- Justin! - wrzasnęłam, zbiegając po schodkach i otwierając furtkę. - Justin!
Chłopak nie zatrzymał się. Szedł przed siebie, nawet się nie oglądając.
Był już daleko, lecz zebrałam w sobie wszystkie siły i wreszcie do niego dobiegłam. Było mi okropnie niewygodnie stawiać kroki bosymi stopami. Nie zdążyłam założyć butów.
Chwyciłam go za przedramię i stanęłam przed nim. Podtrzymując się jego ciała, spojrzałam na asfalt, ciężko dysząc.
Chciał mnie wyminąć, ale ścisnęłam go mocniej.
- Przestań - powiedziałam stanowczo.
- Co mam przestać? Zachowywać się jak dupek? - prawie wykrzyknął. - Przez to, że twoja siostra zginęła? Przez to, że zabił ją Brandon? Przez to, że przyglądałem się całej tej sytuacji jakby nigdy nic? Czy może przez to, że wszystko to moja wina?
Poczułam, jak po policzku zaczynają płynąć mi łzy. Spojrzałam na niego błagająco.
- Justin - załkałam - wróć.
- Nie - odpowiedział ostro. - Nie wrócę tam, gdzie mnie nie chcą. To koniec. Wracam do domu.
Jedyne, co mogłam zrobić, to wspiąć się na palce i delikatnie pocałować go w usta. Zamknął oczy i oparł się o mnie swoim czołem, zaglądając głęboko w oczy.
- Nie zachowuj się tak - poprosiłam. - Ja cię chcę. - Wyszeptałam.
- Nie utrudniaj tego.
- Ja. Cię. Chcę. - Powtórzyłam, akcentując każdy wyraz.
Justin zaśmiał się cicho.
- Słucham? - spytał, choć wiedziałam, że doskonale usłyszał, co mówię.
- Ja. Cię. Chcę. Chcę. Cię. Ja. - Powiedziałam wyniośle.
I była to zdecydowanie prawda. Właśnie w tym momencie poczułam, jak głębokim uczuciem do niego płonę. Jak pragnę go trzymać przy sobie, przytulać i głaskać po włosach. Niezależnie od tego, co zrobił. Niezależnie od tego, co działo się w łóżku, tuż przed tym, jak porwano Ewę. Niezależnie od tego, czy była to jego wina, czy nie.
Ujął moją twarz w dłonie i pocałował. Puścił podbródek i wplótł palce we włosy, pociągając za najwrażliwsze końcówki. Nagle pocałunek uległ zmianie - nie był już czuły, lecz mocny i zdecydowany. Jego język wślizgnął się władczo przez moje usta.
Oderwałam się od niego.
Z zamkniętymi oczami, błądził jeszcze przez chwilę, szukając zbliżenia, lecz po chwili zrezygnował.
- Kocham cię, Justin - szepnęłam.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie elektryzująco. Ten wzrok mnie pociągał, ale również sprawiał, że moje nogi przypominały watę.
- Możesz powtórzyć? - zaśmiał się, drocząc ze mną.
- Mogę - ucałowałam go delikatnie w czubek nosa. - Kocham cię.
Wiedziałam już, że to prawda. Te słowa były dla mnie jak nić, jak potężny ciężar, który na nas spoczął. Lecz byłam z tego powodu zadowolona.
Czułam, że dzięki Justinowi przewalczę ten pogrzeb. Że będę czuła obecność Ewy zarówno jutro, jak i przez całe moje życie.
Z uśmiechem na ustach splotłam nasze palce i oparłam się brodą o jego klatkę piersiową.
Jedną rękę wsunął pod moje kolana, a drugą złapał talię i podniósł mnie z ziemi.
- To co, wracamy? - spytał.
Nie mówiąc nic, kiwnęłam porozumiewawczo głową.

--------------
Ugh, nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Nie wyszedł mi tak, jak planowałam, zresztą ostatnio nic nie idzie po mojej myśli.
Kocham Was i przepraszam za śmierć Ewy.

Twitter Anki Twitter Justina

xox Wera

piątek, 23 sierpnia 2013

27.

Ewa

Siedziałam skulona na przednim siedzeniu, cała drżąc. Brandon rozwinął niesamowitą prędkość, okropnie niebezpieczną w terenie zabudowanym. Lecz kiedy wyjechał do lasu, który otaczał Sękocin - małą miejscowość pod Piasecznem, odetchnęłam z ulgą, ale niestety nie na długo.
Ciągle dociskał pedał gazu, a odgłos silników brzęczał mi w uszach. Przez otwarte okno słyszałam również radiowóz, a w bocznym lusterku widziałam, jak malał z każdą chwilą, powoli się od nas oddalając.
- Proszę, zwolnij - zapiszczałam, wbijając się bardziej w siedzenie.
Brandon jakby mnie nie słyszał. Naparł całą siłą na kierownicę, co chwila patrząc w lustro i upewniając się, że nie ma za nami policji.
- Proszę - załkałam i po raz kolejny tego dnia, poczułam na swoim policzku łzy. - Nie chcę umierać.
Mężczyzna przełknął głośno ślinę. Żyły na jego szyi naprężyły się przeraźliwie.
- Nie zginiesz - obiecał takim tonem, jakby mówił o nowym filmie - nie chcę, byś zginęła.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Co on właśnie powiedział? Że nie chce, bym umarła? To wszystko było dla mnie nie do ogarnięcia. Jechał szybciej niż zawodowi kierowcy formuły, mimo, że jego samochód nie był stworzony nawet do przekraczania setki. Tak mi się zdawało. A teraz, jakby nigdy nic, mówi, że nie chce, bym zginęła? O co tu chodzi?
- Jesteś siostrą dziewczyny mojego syna - wyjawił, zaciskając powieki. Na szczęście szybko je otworzył, bo inaczej umarłabym na miejscu i to ze strachu. - To popieprzona sytuacja. - Spojrzał na mnie. - Rozumiesz, co mówię? - kiedy ze strachem pokiwałam głową, powrócił do obserwowania jezdni. - To dobrze. Jesteś inteligentną dziewczyną. Nie chcę cię zranić.
- Więc po co tu jestem? - spytałam cicho, tak, że ledwie ja to usłyszałam.
Nie byłam pewna, czy odpowiednio interpretuję jego słowa lub dobrze dobieram moje, ale w angielskim zawsze poruszałam się szybko i sprawnie, więc nie obchodziło mnie to, czy używam doskonale gramatyki akurat w tej chwili.
- Jesteś przynętą. Tylko czymś, co ma sprawić, że Justin będzie cierpiał.
- Jakim cudem Justin ma cierpieć, skoro nie jestem z nim związana?
Jego klatka piersiowa uniosła się do góry, po czym równie szybko opadła.
- Jego dziewczyna jest z tobą związana i to wystarczy.
- Czemu ani razu nie nazwałeś mnie suką? - spytałam, jeszcze zanim dobrze zastanowiłam się, co chcę powiedzieć.
- Bo nie jesteś suką - spojrzałam na niego, a w jego oczach pojawiły się łzy. Kompletnie zwaliło mnie to z tropu. Udawał? - Nie chcę cię w żaden sposób skrzywdzić, kochanie. Czuję się tak, jakbyś była moją córką.
Przełknęłam głośno ślinę i wyprostowałam się.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie zapięłam pasów. Wychyliłam rękę w bok, ale niczego nie napotkałam. Spojrzałam tam przerażona. W tym samochodzie nie było pasów.
- Szukasz bezpieczeństwa? - zapytał gorzko Brandon.
Mruknęłam, kiwając głową.
- Pasy są mi niezbędne, jeśli chcę przeżyć.
- Pod siedzeniem.
Wychyliłam się i dopiero tam napotkałam czarny pas, który przeciągnęłam przez swoje kolana i zapięłam. Odetchnęłam głęboko.
Brandon zahamował nagle, a ja chwyciłam się deski rozdzielczej, by nie spaść z fotela.
- Zrobimy coś innego. Trzymaj się mocno. Jeśli nic ci się nie stanie, będzie dobrze.
Naprawdę? Myślałam, że zależy nam tylko na tym, byśmy zginęli.
- A jeśli nie? - spytałam przerażona, wytrzeszczając oczy. Wokół nas rósł potężny las. Jechaliśmy po asfaltowej drodze. Bałam się, że jakiś obcy samochód zjawi się przed nami, a Brandon nie pohamuje złości i w niego uderzy.
- To będzie źle - dokończył Brandon, dumny ze swojego pomysłu.
Zmienił bieg na automatycznej skrzyni biegów i wycofał samochód. Już wiedziałam. Chciał go odwrócić, byśmy byli twarzami i maską do kierunku, z którego właśnie przyjechaliśmy.
Gdy mu się to udało, westchnął głęboko, jakby to była najważniejsza decyzja w jego życiu.
Przed nami pojawił się radiowóz policyjny. Zwolnił. Pewnie myśleli, że Brandon się poddaje. Mnie też przemknęło to przez myśl.
Ale zaraz, co to? Tam, w oddali...
Kolejny samochód. W dodatku nasz. Mojego ojca. Jak to dobrze, że tata w piątkowe wieczory, które są zakończeniem roku upija się z mamą, aby uczcić koniec szkoły jak nastolatki, toteż wracają autobusem. To pewnie Anna z Justinem, pomyślałam w duchu.
Przeżegnałam się prawą ręką i zaczęłam modlić się do Boga, by wszystko było w porządku.

Anna

- Co on wyprawia?! - usłyszałam przeraźliwe pytanie Justina, obijające się o ściany mojej czaszki. - Pochrzaniło go do reszty?!
Mój chłopak zatrzymał samochód, zjeżdżając na bok. Obserwowaliśmy to, co właśnie miało się stać. Pragnęłam wysiąść z wozu i podbiec do Ewy, przytulić i odpowiedzieć na słowa, które wyszeptała, zanim Brandon zabrał ją z mojego uścisku.
Kocham Cię.
Kiedy przypominałam sobie ból w jej oczach, który widziałam niemalże kilka minut temu, moje serce zaczęło się kroić. Tak bardzo chciałam ją uchronić przed złem. Była moim wszystkim.
Poczułam dłoń Justina, którą położył na moim udzie i mocno ścisnął, by dać mi wsparcie.
A to, co zobaczyłam, stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłam krzyknąć.
Samochód Brandona ruszył przed siebie, w sekundę rozwijając niesamowitą prędkość. Radiowóz nie zatrzymał się, myśląc, że Brandon ich wyminie i pogoń zacznie się od nowa.
Byliśmy kilkanaście metrów od całego zdarzenia, lecz czułam w mojej głowie, że Brandon wcale nie chciał ich wyminąć. Chciał się o nich rozbić.
Jego wóz, rozpędzony do granic możliwości, uderzył w policję. Przejeżdżając przez maskę, dach, aż wreszcie robiąc przewrotkę na betonie. Usłyszałam niesamowity huk i dźwięk rozbijanego szkła oraz metalu.
- Kurwa! - krzyknął Justin, wbijając swoje ciało w siedzenie.
Z impetem otworzyłam drzwiczki i wysiadłam na zewnątrz.
Widziałam, jak obydwa samochody płoną. Dym unosił się w niebo, tworząc niesamowicie groźną aureolę nad wypadkiem.
Zobaczyłam dwóch policjantów, którzy szybko wysiedli ze swojego pojazdu, otrzepując się i krzycząc. Z ich kurtek unosił się ogień. Szybko je zdjęli i rzucili na ziemię, ubijając. Rozejrzeli się dookoła i spojrzeli na samochód Brandona.
Mężczyzna, który zabrał moją siostrę, wysunął się na powierzchnię przez otwarte okno. Widziałam z oddali, jak ciężko dyszy.
Ale zaraz, gdzie moja siostra? Czemu nie wyszła z nimi?
Zaczęłam biec w tamtym kierunku. Nie obchodziło mnie, czy zginę. Moje życie nie mogło być ważne, jeśli ona by umarła.
Wiatr targał moimi włosami, owijając zimnym powietrzem również nogi. Miałam na sobie tylko koszulkę do połowy ud, bieliznę i trampki. Nie zdążyłam nałożyć spodni, jednak nie interesowało mnie to.
- Zaczekaj! - usłyszałam błaganie Justina oraz jego kroki. On również biegł.
Huk, jaki dobiegł do moich uszu w jednej sekundzie, był gorszy od jakichkolwiek innych dźwięków.
Samochód Brandona wybuchł przed moimi oczami.
Justin dobiegł do mnie, mimo, że wcale nie przestałam się poruszać. Zatrzymał mnie, oplatając swoje dłonie na moich biodrach i dopychając do siebie tak, bym stała nieruchomo.
- Nie! - wrzasnęłam. Darłam się na całe gardło, jakby to miało cofnąć całe zdarzenie. Zaczęłam walić Justina po rękach. - Puść mnie! Muszę ją ratować!
Chłopak wtulił twarz w moje włosy, a łzy zasłoniły mi widok. Dostrzegłam trzy sylwetki idące do nas.
Dwóch policjantów mimo swojego beznadziejnego zmęczenia, prowadziło za ręce Brandona, który był cały mokry od potu, a z przeciętego policzka leciała mu krew.
Zaczęłam machać w jego stronę rękami, ale Justin szybko je złapał. Zrozumiałam, jakie moje ciało jest kruche i bezbronne w porównaniu z nim.
- To się porobiło - powiedział jeden z policjantów, jakby dawał recenzję książki.
Zaśmiałam się histerycznie i oparłam o plecy Justina.
- GDZIE JEST DO CHOLERY MOJA SIOSTRA?! - wrzasnęłam na całe gardło, tak, że wszyscy znieruchomieli. Po tych słowach ponownie zaczęłam się rzucać, a Justin robił wszystko, by mnie utrzymać.
- Przepraszam - wyszeptał Brandon, stojąc przede mną. - Była przypięta pasami, nie mogłem nic zrobić. Nie dosięgnąłem jej. Ona...
- Brandon - upomniał go Justin, prosząc tym samym, by przestał mówić.
- ...nie żyje.
Splunęłam mu w twarz, po czym zapłakałam głośno i zakołysałam się w ramionach Justina.
Mój cały świat przestał istnieć. Byłam niepotrzebną marionetką chodzącą po ziemi. Byłam bezużyteczna.
Odwróciłam się twarzą do chłopaka, a on przyciągnął mnie do siebie najmocniej jak potrafił. Zapłakałam w jego ramionach, nie rozumiejąc jeszcze do końca tego, co się wokół działo.

-------------
Żadna notka nie jest potrzebna. Dziękuję, dobranoc.

xox Wera

PS Zaobserwujcie Ankę oraz Justina na Twitterze.

czwartek, 22 sierpnia 2013

26.

(Notka pod rozdziałem, dziękuję.)

Justin

Brandon Greenmore niszczył mi życie kolejny raz.
Człowiek, którego znałem, właśnie trzymał pistolet przy głowie siostry mojej dziewczyny. Ewa płakała. To nie był zwykły płacz. To było wręcz łkanie o pomoc.
Anna wyprostowała się i ruszyła w kierunku Brandona.
Szybko wstałem i podniosłem rękę, by ją zatrzymać. Skamieniała, widząc mój ruch.
- Och, darujcie sobie - westchnął Brandon. - Justin! - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Miło cię widzieć. Tak bardzo żałuję, że uciekłeś.
Był taki obleśny. Wyglądał jak jakiś macho z amerykańskiej komedii. Miał na sobie czarne dżinsy i luźno zwisającą koszulkę. Gdyby tylko posiadał złoty łańcuch, pomyliłbym go z miliarderem.
To oczywiste, że brakowało mu tylko tego cholernego łańcucha.
- Puść ją! - krzyknęła Anna, trzęsąc się przeraźliwie.
Pragnąłem do niej podbiec, lecz coś mnie hamowało.
- Brandon, wyluzuj - powiedziałem spokojnie, na co się zaśmiał. - Czego chcesz?
Przełknął ślinę z uśmiechem na ustach.
- Czy znalazłeś to, o czym mówiłem?
Broszka. Złota broszka. Koniczyna.
- Nie - odpowiedziałem, bez najmniejszej skruchy.
Brandon przycisnął pistolet mocniej do głowy Ewy. Z przerażenia otworzyła usta, a jej klatka piersiowa zaczęła się niesamowicie szybko unosić.
- W takim razie, przykro mi, Justin - rzekł, wydymając usta. Co za podły drań!
- Co chcesz zrobić? - spytała Anna. Usłyszałem, jak płacze.
Brandon przeniósł wzrok na nią.
- O, Bieber, znalazłeś sobie damę do rżnięcia?
Zacisnąłem pięści. Cały się gotowałem.
- Nie mów tak o niej - warknąłem.
Brandon westchnął.
- Och, no tak, przepraszam. To nie dama. Skoro do rżnięcia, to tylko dziwka.
Nie mogłem tego dłużej znieść.
Rzuciłem się na Brandona z moją całą złością, z moimi całymi przeklętymi uczuciami za to, co zrobił mi kiedyś i co robił w tej chwili. Sprawiał wrażenie takiego, jakby się tego domyślił. W ułamku sekundy odchylił pistolet od głowy Ewy i strzelił w ścianę. Anna zaczęła piszczeć.
Ewa oderwała się od niego i upadła na podłogę. Byłem tak rozpędzony, że uderzyłem w mężczyznę z pełną siłą i walnąłem go w roześmianą szczękę. Wykorzystałem lewą rękę, by zaatakować go w brzuch.
Skulił się i zaśmiał. Odskoczyłem od niego, bojąc się, jak zareaguje.
Wyprostował się i uśmiech znikł z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił. Wyciągnął w moim kierunku swoją nogę i uderzył mnie w kolano. Zrobiłem unik, gdy próbował uderzyć mnie w prawy policzek, lecz nie byłem równie sprytny, kiedy zaatakował lewą część obojczyka.
Z moich ust wydobył się przerażający jęk, ponieważ ból był niesamowity.
Brandon odsunął się i zaczął dyszeć.
- No co, Bieber, dokończymy to jak należy?
Spojrzałem w bok. Anna przyciskała łkającą Ewę do piersi i patrzyła na mnie z przerażeniem.
- Przepraszam - szeptała do siostry, głaszcząc ją po głowie. Reszta słów, jakie wypowiedziała, były dla mnie niezrozumiałe przez polski język.
To zrozumiałe, że się bała. Ja również.
Strach zawładnął moim umysłem, przez co nie przemyślałem nawet tego, że Brandon może wykorzystać moją nieuwagę. Uderzył mnie pięścią w kącik ust, na co upadłem.
Byłem okropnie słaby. Dlaczego nie umiałem walczyć?
- Mógłbym cię zastrzelić, gdybym pragnął, śmieciu - wyszeptał, pochylając się nade mną, tym samym przejeżdżając palcem po swojej broni. - Ale nie zrobię tego, bo jesteś moim synem.
Dopiero wtedy sobie to uświadomiłem. Biłem własnego ojca. Nie mogłem tego ogarnąć, przywyknąć do tego. On nie mógł być moim ojcem, a jeśli był, nigdy nie będę go za takiego uważał.
Poczułem, jak po moim policzku zaczynają spływać łzy.
- Daj spokój - westchnął Brandon. - Zupełnie jak baba.
- Czemu to robisz?! - wrzasnąłem, podnosząc się. Uniosłem ręce, kiedy Brandon wycofał się, uderzając plecami o ścianę. Chciałem dać mu do zrozumienia, że nie chcę walki.
- Czego?
Wyprostowałem się całkowicie, starając się uspokoić oddech.
- Mogłeś ją zabić - wskazałem ruchem głowy na Ewę - więc czemu tego nie zrobiłeś?
Źrenice Brandona się poszerzyły.
- Och, nie chciałem tego zrobić - przyznał z udawaną troską. - Pragnąłem was wystraszyć, a poza tym - podrapał się po brodzie -  mam co do tej małej inne plany.
Poczułem na języku krew rozbitej wargi. Jęknąłem cicho.
I właśnie wtedy usłyszeliśmy głosy. Przez otwarte okno do moich uszu dotarł dźwięk radiowozu policyjnego. Sąsiedzi usłyszeli strzał, pomyślałem.
Brandon wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
- Kurwa - warknął.
Zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje. Moja radość, że wreszcie go złapią, była tak ogromna, że zapomniałem o bożym świecie. Czyżby to już koniec?
Niezupełnie.
Brandon chwycił przedramię Ewy i wręcz wyszarpnął ją z uścisku Anny. Dziewczyna poszła za jego ruchem jak szmaciana lalka. Wziął ją na ręce i strzelił w okno. Kula przebiła szybę. Brandon kopnął w nią swoją nogą, by zrobić sobie większą przestrzeń.
- Nie! - krzyknęła Anna, wstając i szarpiąc Brandona za koszulkę, jednak było już za późno.
Skoczyli.
Prędko podbiegliśmy z Ane do okna i wyjrzeliśmy na zewnątrz. Brandon, spadając, przygniótł swoim ciężarem Ewę. Dziewczyna z bólu zamknęła oczy. Mężczyzna szybko podniósł się i przerzucił ją sobie przez ramię.
W oddali zauważyłem radiowóz. Pędził w naszym kierunku w zadziwiająco szybkim tempie.
Kiedy się w niego wpatrywaliśmy, w tym samym czasie Brandon odpalił swój wóz. Wyszedł z podwórka Anny i musiałem bardziej przechylić głowę, by spojrzeć, jak wsiada do czarnego samochodu. Zapalił silnik.
- Szybciej - powiedziała Anna, odrywając się od parapetu i zbiegając na dół po schodach.
Przełknąłem ślinę. Pełen gasnącej nadziei, że ktokolwiek wyjdzie z tego cało, pobiegłem za nią.

-------------
Dobrze, kochani, więc tak.
1. Nie piszę sobie sama komentarzy! Naprawdę są tutaj ludzie, którzy mogliby pomyśleć, że sama nabijam ponad dwadzieścia komentarzy, pisząc, jakie to moje opowiadanie jest świetne, a jakby jeszcze tego było mało, potem w dodatku na nie odpowiadam? Czy niektórzy z was posądzają mnie o chorą psychicznie? Bo chyba się nie rozumiemy.
2. Justin i Anna nie uprawiali seksu. Nie wiem, gdzie byliście, kiedy w szkole o tym rozmawiano, ale seks to stosunek płciowy, w którym muszą być użyte narządy płciowe. Czemu wam to tłumaczę? Po prostu zdziwiły mnie komentarze takie jak "Czy oni uprawiali seks?" i tym podobne.
3. Uzasadnijcie krytykę. Nie wiem, co robię źle, ale jeśli coś źle robię, to nie wyzywajcie mnie od dziwek bądź suk, tylko dlatego, że nie spodoba wam się rozdział! Piszę go, staram się, więc jeśli chcecie go skrytykować, uzasadnijcie to. Nie bawią mnie opinie na asku, takie jak "Twój rozdział jest beznadziejny. Lepiej idź się zabij". Za jakie grzechy, ja się pytam? Co ci się w nim nie podoba? Może mi powiesz, zamiast pisać coś takiego? 
4. Kocham Was. Pod wczorajszym postem znalazło się ponad sto komentarzy. Kiedy na to patrzę, moje serce się ładuje i napawa do mnie optymizm, przepełniony niesamowitą weną i motywacją do następnych rozdziałów! Poza tym - zobaczcie statystykę bloga. Serio? Naprawdę? Nie zasłużyłam sobie na te dziesięć tysięcy.
5. Mam pewien pomysł. A mianowicie "Playlista Justina Biebera" oraz "Playlista Anny Miller". Co wy na to? Pod rozdziałem pisalibyście utwory, które powinny się tam znaleźć. Sądzę, że poznaliście po trochę charaktery głównych postaci, więc... czemu nie? Tylko chcę wiedzieć, co o tym myślicie.

Liczę, że ze mną będziecie. Już niedługo koniec, więc mam nadzieję, że dotrwacie.
xox Wera

środa, 21 sierpnia 2013

25.

 (Obiecałam czerwoną czcionkę. Wiecie doskonale, że czytacie na własną odpowiedzialność, ale nie chcę, żeby potem było, że nie ostrzegałam.)


Anna

Gdy weszliśmy do domu, nie słyszałam żadnych oznak życia. Rodzice byli w pracy - jak zwykle w zakończenie roku - do późnego wieczora. Zawsze uznawali się za osiemnastolatków, toteż kiedy tata kończył zmianę, przyjeżdżał po mamę i razem jechali uczcić koniec szkoły. Zachowywali się jak licealiści. Często mnie to denerwowało.
Ewa, która swoje zakończenie miała wcześniej ode mnie, pewnie wybrała się po nim na lody z koleżankami.
Świadomość, że mamy wolne mieszkanie, przerażała mnie bardziej, niż powinna.
Zdejmując buty, usłyszałam, jak Justin cmoka zachęcająco. Wyprostowałam się i spojrzałam na niego oburzona.
- Mógłbyś choć raz przestać zachowywać się jak świnia.
Pokiwał głową.
- Nie mogę, kiedy jesteś w pobliżu. Wiesz, jak na mnie działasz.
- Nie wiem - mruknęłam - i nie chcę się przekonywać.
Zaśmiał się głośno i zanim zdążyłam wejść głębiej w przedpokój, złapał mnie za biodra i z łatwością przerzucił moje ciało przez ramię. Ruszył przed siebie. Z łatwością stąpał po schodach, mimo mojej wagi. Nie chciałam krzyczeć. Nawet się nie broniłam.Po prostu wisiałam na nim bezwładnie, wiedząc, że żaden opór nie przyniósłby skutku.
Otworzył drzwi mojego pokoju i położył mnie ostrożnie na łóżku. Oparłam się na łokciach.
Stanął nade mną i obserwował.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
Czemu o to spytał? Dlaczego przed seksem jedna strona zawsze musi pytać tę drugą, czy na pewno chce? Czy jest gotowa? Tej rzeczy nigdy nie można być pewnym. Impuls jest mylący, a stosunku się nie planuje.
- Nie pytaj - poprosiłam.
Justin uniósł brwi.
- Kiedy zaczniemy, możemy już nie skończyć, wiesz o tym?
Mrugnęłam do niego, a on z uśmiechem na ustach pochylił się i złożył na moich wargach czuły pocałunek. Zaczął zdejmować spódnicę, a ja podniosłam biodra, by mu to ułatwić, po czym oplotłam dłońmi jego szyję i przyciągnęłam go do siebie. Całując mnie, wolnymi rękami rozpinał guziki mojej koszuli. Moje palce powędrowały do jego ubrania, które również z łatwością ściągnęłam. Poczułam jak się uśmiecha.
Oderwałam się od niego, by spojrzeć na jego tors. Wzięłam głęboki oddech.
Kiedy patrzyłam na Justina w telewizji, nie mogłam nie przyznać, że jest przystojny. Rzeźbienie jego ramion, brzucha oraz liczne tatuaże zawsze mnie fascynowały, lecz były nieosiągalne.
A teraz miałam to wszystko przed sobą i mogłam nawet tego dotknąć. To było niesamowite uczucie, że mam coś, o czym miliony dziewczyn mogą tylko pomarzyć. Moja egoistyczna postawa przerażała mnie samą, ale nie chciałam z tym walczyć. Po prostu uśmiechnęłam się do chłopaka, chcąc, by wiedział, że mi się podoba.
On natomiast patrzył na moje piersi. Nie byłam jeszcze naga, ale chyba powoli się do tego zamierzał. Wsunął ręce pod moje plecy i rozpiął stanik. Podniosłam ramiona, by mógł go łatwo zsunąć i rzucić na podłogę.
Starałam się ukryć mój rumieniec, gdy widziałam, jak jego źrenice rozszerzają się z każdą sekundą.
- Jesteś taka cudowna - szepnął.
Nigdy nie mówiłam sobie, że jestem brzydka, jednakże usłyszenie takiego komplementu od Justina Biebera przyprawiało mnie o dreszcze. Poczułam, jak na moim ciele pojawia się gęsia skórka, kiedy naparł na moje ramię, bym przestała opierać się na łokciach i wreszcie ułożyła na plecach.
Zrobiłam to, co zasugerował. Pochylił się bardziej i przejechał językiem po prawej brodawce. Jęknęłam cicho, czując, jak sutek robi się twardy. Justin nie pozwolił drugiemu odpocząć, przechylając głowę tak, że również go dotykał. Ukryłam swoje palce w jego włosach i zaczęłam ciągnąć za końcówki. Pierwszy raz miałam taki kontakt z chłopakiem.
Właśnie. Pierwszy raz.
- Justin... - wyszeptałam.
Poderwał głowę w górę i spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami.
- Tak?
Jak mam mu to powiedzieć?
- Nigdy... - zaczęłam, zupełnie nie wiedząc, jak dobrać słowa.
- Nigdy tego nie robiłaś - dokończył za mnie zupełnie spokojnie. Kiwnęłam głową, rumieniąc się. - Nie wiesz co robić?
Nie mógłby być bardziej delikatny?
- Chodzi o to - rzekłam - że... masz rację.
Uśmiechnął się łagodnie.
- Dzisiaj mogę działać tylko ja, dobrze?
Skinęłam głową. Taki układ mi pasował.
Ponownie ścisnął moje piersi, a ja opadłam na poduszkę.
- Jeśli będziesz chciała przestać, powiedz, a ja od razu skończę, rozumiemy się? - usłyszałam.
Zrozumiałam. Justin zjechał brodą niżej, zostawiając pocałunki na całym odcinku między szyją a dolną częścią brzucha. 
- Masz ładną bieliznę - przyznał, delikatnie ściągając mi majtki.
Wystraszyłam się. A co, jeśli nie dam rady?
Nie mogłam rozgryźć Justina. W jednej chwili z pokornej owieczki zmienił się w groźnego tygrysa. Jakby w ogóle nie umiał czekać, chociaż to akurat było zrozumiałe. Faceci w ogóle nie umieli czekać, szczególnie, jeśli chodziło o seks.
Doszedł ustami do mojej kobiecości. Starałam się złączyć uda, by jej nie widział, ale było to niemożliwe, ponieważ pomógł sobie rękami. Cała drżałam. Czułam, że wiedział, jak koszmarnie się boję.
- Spokojnie - poprosił, odrobinę za ostrym tonem.
Czyżby się denerwował, że tak długo nie może zacząć? A może rozzłościł go fakt, że on nie dostanie nic w zamian?
Justin zatrzymał się i oblizał wargi, kiedy rozluźniłam mięśnie.
- Och, Ane, co ja bym z tobą zrobił - jęczał, przesuwając wargami po wzgórku między moimi udami.
Westchnęłam głośno. Ułatwiłby mi zadanie, gdyby przestał mówić. Doprowadzanie mnie do szału poprzez słowa chyba zacznie być jego ulubionym zajęciem.
- Czy miałaś kiedyś orgazm? - spytał bezpośrednio, unosząc głowę i patrząc na mnie przenikliwie.
Wzdrygnęłam się. Czy on mnie właśnie zapytał...?
- Nie wiem, o co ci chodzi - skłamałam.
- Wiem, że tego nie robiłaś z kimś. Ale czy robiłaś to sama ze sobą?
Dlaczego, do cholery, taki był? Zachowywał się jak jakiś psychopata.
- Nie - przyznałam w końcu i naprawdę, nie kłamałam. Masturbacja zawsze mnie obrzydzała, a poza tym... nie chciałam o niej teraz myśleć.
Justin zamruczał tak cicho, że prawie tego nie dosłyszałam.
- Więc mam pewien pomysł.
Zmarszczyłam czoło, czekając, aż mi odpowie.
Zamiast tego bez oporów Justin wkrada się palcami do mojej łechtaczki, masując ją. Czuję, jak robię się wilgotna. Nie tylko od potu, ale również od podniecenia.
- Pragnę cię - wręcz krzyczał chłopak, robiąc kolejny krok, jakby to, co czynił do tej pory, mi nie wystarczało.
Wsunął we mnie palec, mocno, jakby naciskał zepsuty guzik na jakimś elektrycznym urządzeniu. Z moich ust wydobył się głośny jęk. Nie walczyłam z tym, a co najgorsze - to całe uczucie, kiedy Justin wsuwał i wysuwał ze mnie palec - nie sprawiało mi przyjemności.
Możliwe, że patrzyłam na to przez pryzmat "to mój pierwszy raz". Jest to jednak mylne. Chłopak przecież nie zdjął spodni i nie wszedł we mnie swoją męskością. Co więc się ze mną działo?
Chciałabym wiedzieć. Justin jednak wcale się nie hamował. Jego ruchy stały się coraz szybsze. Widziałam w jego oczach ogień, jakby cieszył się, że zaraz eksploduję.
Ja w ogóle nie byłam zadowolona. Nie byłam na to przygotowana. Nie spodziewałam się, że stanie się to właśnie dziś.
- Justin! - krzyknęłam, kiedy usłyszałam śmiech dobiegający z jego gardła.
Moje plecy wygięły się w łuk, a ja zamknęłam oczy, nie chcąc ciągu dalszego.
Nie zrozumiał. Trzymając palec we mnie i ruszając nim niesamowicie szybko, zanurzył się w dolnej części mojego brzucha i polizał łechtaczkę.
Nie wiedziałam, kiedy to się skończy, ale chciałam, by to się stało jak najszybciej.
Ścisnęłam dłońmi jego włosy i szarpnęłam do góry. Jęknął.
- Nie tak ostro, skarbie - powiedział przez uśmiech.
Zaczęłam go nienawidzić.
- Przestań - błagałam, męcząc się coraz bardziej.
I właśnie wtedy to się stało. Poczułam, jak skurcz przechodzi przez całe moje ciało, a tam, na dole, gorąca substancja wylewa się na zewnątrz.
Justin cmoknął kilka razy i nie przestawał. Był z siebie dumny. Ja w ogóle nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje.
- Skończ to - poprosiłam.
Sprawa zaczęła wymykać się spod kontroli.
Podniósł oczy.
- Dasz radę - ponaglił.
Przestraszona tonu, jakim to powiedział, podniosłam się na łokciach i stopami kopnęłam go w łopatki. Nie widziałam innego wyjścia.
Ciągle trzymając palec we mnie, sprawił mi ból, kiedy podniósł swoją głowę.
- Nie bądź niegrzeczna - mruknął.
To, co zrobiłam, było impulsywne i niekontrolowane. Spoliczkowałam go.
Miałam nad nim przewagę, bo nie spodziewał się ataku. Jednak to poskutkowało. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem i wyciągnął swój palec. Skuliłam się.
Wszystko mnie tak bolało, że nawet nie mogłam się ruszyć.
Justin podniósł się i stanął nade mną. Przejechał palcami po włosach.
- Dobrze - powiedział zirytowany.
Cała się trzęsłam. Chłopak schylił się i podniósł z podłogi moją bieliznę.
Zakładając ją, patrzyłam, jak oddycha, wyraźnie zły.
- Myślałam, że jesteś inny - rzekłam, wstając i podchodząc do szafy. Naciągając na siebie o kilka rozmiarów za dużą koszulkę, poczułam, jak przez moje policzki zaczynają płynąć łzy.
- Bo jestem! - usłyszałam jego krzyk. A raczej warknięcie.
Jak mógł coś takiego zrobić? Jeszcze kilka chwil temu czułam się przy nim tak bezpiecznie. Dlaczego wszystko zniszczył? Nie byłam pewna, czy mogę mu jeszcze zaufać.
Drzwi prowadzące do łazienki otworzyły się i stanęła w nich Ewa. Zielona bluzka z długim rękawem zakrywała jej ręce, a czarne spodnie sięgały kolan. Patrzyła raz na mnie, raz na Justina, z wyraźną złością wypisaną na twarzy.
- Skończyliście? - spytała.
Zarumieniłam się. Kiedy siostra wróciła do domu? Co, jeśli słyszała dosłownie wszystko?
Odwróciłam się i spojrzałam na Justina. Ręką otarłam łzy, by lepiej go widzieć. Zdążył nałożyć na siebie koszulkę, którą kupiła mu Zuza, tak jak resztę rzeczy, sądząc, że tak odpłaci się za to, jak go wykorzystała.
Chłopak popatrzył na mnie ze współczuciem, widząc, że płakałam. Miałam to gdzieś.
- Justin - zaczęła Ewa - czy mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie?
Piosenkarz klasnął w dłonie.
- Jasne, że tak.
Ewa, cała w skowronkach, wycofała się i zniknęła w łazience. Usłyszałam, jak wchodzi do swojego pokoju.
Odetchnęłam głęboko. Czemu w ogóle pozwoliłam do tej całej pieprzonej sytuacji?
Z zamyśleń znowu wyrwała mnie Ewa, która do nas wróciła.
Lecz nie trzymała w rękach aparatu.
Za to ktoś trzymał lufę przy jej skroni.

-------------
Nie mam słów, jestem mega zadowolona. Wreszcie coś się dzieje.
Nie komentuję więcej, sami osądźcie, co myślicie.

Kocham mocno.
Wera

wtorek, 20 sierpnia 2013

24.

Ewa

Zegar wybił pierwszą w nocy. Wskazówki zaczęły tykać nieprzyjemnie, co zbudziło mnie ze snu. Szybko tego pożałowałam.
Znajdowałam się wciąż w tym samym miejscu, co poprzedniego wieczoru. Przykuta do łóżka oddychałam ciężko, czując na skórze pieczenie, wywołane nowym zastosowaniem żyletki.
Moje życie było beznadziejne.
Ja, kochająca Justina przez całe życie - bo czasy, kiedy jeszcze nie znałam tego chłopaka, są dla mnie niczym - muszę mieszkać z osobą, która wręcz go nienawidzi. Albo przynajmniej tak mi się wcześniej wydawało. Przez tyle lat znosiłam jej zamiłowanie do amerykańskiego rapu i mnóstwa raperów, których musiałam słuchać, gdy zostawałam z nią sam na sam. Nie przeszkadzało mi to. Miała własne upodobania i pasje. Tak jak ja.
Nigdy bym się nie spodziewała, że będzie spać w jednym łóżku z Justinem Bieberem, moim natchnieniem, inspiracją i szczęściem. To ona, a nie ja, widniała na jego najnowszym zdjęciu na Twitterze. Moja siostra.
Nienawidziłam jej.
Odchyliłam kołdrę i z latarką w ręce podeszłam do szuflady. Pod bielizną ułożoną w rządek, znalazłam żyletkę.
Pora zacząć rytuał, pomyślałam i wyjęłam ostrze.

Justin

Kiedy pierwsze słoneczne promienie dosięgnęły mojego policzka, automatycznie przekręciłem się w ich kierunku i otworzyłem zaspane oczy. Choć po części się tego spodziewałem, to niezmiernie się ucieszyłem, gdy zobaczyłem Annę. Oddychała spokojnie, zwrócona twarzą do mnie, z zaciśniętymi powiekami.
Moja wspaniała, słodka Ane. Gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że spotkam kogoś takiego jak ona, nie uwierzyłbym, bo przecież ideały nie istnieją. Więc jakim cudem jeden z nich leży przede mną?
Anna była wyjątkowa. Już sam fakt, że w ogóle nie cieszyła się na wieść spędzenia ze mną kilku dni czynił ją niezwykłą. Ane - choć to może zbyt banalne porównanie - była jak kwiat. Każdy płatek już osobno jest piękny, ale kiedy się je złączy, powstaje coś niesamowicie perfekcyjnego.
Dziewczyna poruszyła się, lekko przeciągając. Mimo tego, że jeszcze nie widziałem jej nagiej, jej ciało bardzo mi się podobało. Nie była typem modelki - sterczące pośladki, wystające żebra, widoczne kości policzkowe. U Anny dostrzegałem zgrabne uda, płaski brzuch i jędrny tyłek. Pierwszy raz w życiu spotkałem kogoś, kto nie był chudym kościotrupem, tylko niesamowicie seksowną kobietą.
Wślizgnąłem rękę pod kołdrę i odnalazłem biodro Anny. Położyłem na nim dłoń, na co dziewczyna wzdrygnęła się i obudziła.
- Cześć, piękna - powiedziałem, podnosząc się i opierając na łokciu.
Ułożyła się wygodnie na plecach i uśmiechnęła, pokazując zęby.
- Hej - zamruczała.
Och, warknąłem w myślach, czemu mnie tak kusiła?!
Pochyliłem się i złożyłem pocałunek na czubku jej nosa. Gdy nie poczułem sprzeciwu, zjechałem wargami niżej i złączyłem nasze usta. Kontynuowałem, schodząc do szyi. Zacząłem ją lizać i ssać, słysząc głębokie westchnięcia Anny. Kręciłem językiem kółka, gryząc skórę, podnosząc ją zębami i opuszczając tak, że po kilku sekundach zostawiłem tam czerwono-fioletowy ślad wielkości pestki dojrzałej śliwki.
- To bolało - skomentowała groźnie Ane, gdy opadłem na poduszkę. Widząc moje spojrzenie, dodała: - Co wcale nie znaczy, że nie było przyjemne.
Uśmiechnąłem się pod nosem, licząc, że zaraz mi się odwdzięczy.
- Nie ma to jak dobrze rozpocząć dzień - powiedziałem.
Anna westchnęła i nagle skamieniała. Z każdą sekundą uśmiech znikał jej z twarzy.
- Który dzisiaj? - spytała, siadając na łóżku.
Wzruszyłem ramionami.
- Dwudziesty szósty, a co?
Podskoczyła i wyswobodziła się z oplatającej jej stopy kołdry.
- Cholera! - wrzasnęła.
- Co? - zaśmiałem się, choć widząc jej zdenerwowanie, nie powinienem tego robić.
W pośpiechu otworzyła szafę i zaczęła rozrzucać po pokoju własne ubrania.
Znalazła czarną spódnicę i ściągnęła spodnie od piżamy, by móc ją włożyć. Podciągnąłem się na łokciach, widząc jej pośladki i mimo, że były ukryte pod czerwonymi koronkowymi majtkami, zrobiło mi się gorąco. Nie było mi jednak dane cieszyć oczu dłużej niż przez dwie sekundy. Anna zasunęła spódnicę dopiero po tym, jak włożyła pod nią zapinaną białą bluzkę z eleganckim kołnierzykiem.
- Jezu - westchnęła, patrząc na swoje piersi.
Odwróć się, pomyślałem.
- Coś nie tak? - spytałem drżącym głosem.
Pokręciła przecząco głową.
- Mam czerwoną bieliznę i białą bluzkę. Można mi pogratulować.
Zaśmiałem się.
Anna wyciągnęła z szuflady biały stanik. Nie znałem się, lecz miseczki były dla mnie o połowę krótsze, niż powinny.
- Masz zamiar w tym iść? - zapytałem, podchodząc do niej i wskazując na to, co trzymała.
- Tak - opowiedziała szybko i zanim się zorientowałem, była już w łazience.
Pół minuty później wyszła ze spiętymi w wysokiego, ściśniętego koka włosami. Była już przebrana. Przez cienki materiał bluzki dostrzegłem biustonosz, którego miseczki zakrywały piersi tylko do sutków. Na szczęście, z nimi włącznie. Choć to i tak mnie nie satysfakcjonowało.
- Nie pójdziesz tak ubrana - powiedziałem stanowczo.
- Słucham? - uniosła brwi i minęła mnie, by wrzucić piżamę do szafy.
Zdałem sobie sprawę, że moje argumenty nic nie pomogą.
- A właściwie - spojrzałem w jej kierunku - gdzie się wybierasz?
- Zakończenie roku, Justin. - Westchnęła. - Ludzie w galowych strojach gromadzą się w szkole, ażeby uczcić początek wakacji.
- Wiem, co to jest - burknąłem.
- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziała, zapinając sobie na nadgarstku bransoletkę. - Taka gwiazdunia jak ty już chyba zapomniała, co to jest zakończenie roku.
Zamarłem i pokręciłem przecząco głową. Nic jej nie odpowiedziałem. Zamiast tego odwróciłem się na pięcie i sięgnąłem za klamkę od drzwi pokoju. Zanim jednak wyszedłem, poczułem, jak dziewczyna dotyka mojego ramienia. Stanęła przede mną i wspięła się na palce. Była taka bezbronna, gdy mnie wtedy pocałowała.
- Nie wiesz, ile bym oddał, by choćby na jeden dzień wrócić do szkoły.
- Wiem - szepnęła i wepchnęła mnie z powrotem do pokoju. - Mam coś dla ciebie.
Skierowałem za nią swój wzrok, obserwując, jak klęka i wyciąga spod łóżka czarną torbę podróżną.
- Wewnątrz są ubrania dla ciebie - wyjaśniła, bez trudu podnosząc bagaż i podając mi go.
Nie spodziewałem się tak ogromnej ciężkości.
- Ubrania? - spytałem, zaglądając do środka. Zobaczyłem rzędy poskładanych koszulek, koszul i spodni. - Od kogo?
Anna popatrzyła na mnie z uśmiechem i poklepała po ramieniu.
- Przebierz się w coś, czekam na dole.
- Mam iść z tobą? - zatrzymałem ją w progu, lecz nic już nie odpowiedziała.
Zostałem sam. Po kilkunastu minutach poszukiwań wyciągnąłem z torby jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie. Włożyłem dokumenty do kieszeni. Uśmiechnąłem się pod nosem. W głowie miałem pewien plan.

Anna

Justin był niesamowity.
Obserwowałam go, kiedy wdychał głośno powietrze w swoje płuca, opierając dłonie o kierownicę. Nadal nie mogłam uwierzyć, że tu siedzieliśmy. Wystarczyło tylko kilka uśmiechów do mojej mamy, pokazanie prawa jazdy ojcu oraz nienaganny pokaz umiejętności przed domem.
Dzięki temu siedziałam w samochodzie moich rodziców z Justinem Bieberem, zupełnie sama i podekscytowana tym, że to właśnie on miał mnie zawieźć na szkolny parking.
- Denerwujesz się? - spytał, nadal na mnie nie patrząc.
- Odrobinę - odparłam, naciągając spódnicę niżej. - Skręć w lewo na światłach, a potem prosto do skrzyżowania.
Justin pokiwał głową i zastosował się do moich poleceń.
- Co właściwie będę miał tam do roboty? - spytał.
- Chcesz ze mną wejść do środka?
Uniósł brwi.
- Żebyś mogła pochwalić się mną przed koleżankami?
Skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam głowę w stronę szyby. Co za dupek!
Chwilę później poczułam jego dłoń na moim udzie.
- Przepraszam - szepnął z uśmiechem. - Wiem, że taka nie jesteś.
Przymknęłam oczy.
- W prawo i na rondzie w drugie lewo.
- Gdzie się tego nauczyłaś?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czego?
Przełknął ślinę.
- Dobrze mówisz po angielsku. Ciekawe, kto cię tego nauczył.
 Przypomniałam sobie, jak poprzedniego dnia opowiedziałam mu o moim zagrożeniu z tego języka, na co on zaczął uczyć mnie podstawowych słówek. Było to na tyle zabawne, że kazał mi powtarzać po nim tylko komplementy, takie jak: "Uważam, że jesteś najprzystojniejszy" albo "Nie ma lepszego piosenkarza od ciebie". Cholernie upierdliwy dupek.
Przez resztę drogi milczeliśmy, obserwując Warszawę. Widziałam, jak Justin się nią zachwycał. To było jak podziwianie turysty, który pierwszy raz odwiedził wymarzone miasto.
Wreszcie dojechaliśmy do bram szkoły. Justin zaparkował Toyotę na wolnym miejscu parkingowym i wysiadł. Szybkim krokiem podążył w moją stronę i otworzył mi drzwiczki.
Zaśmiałam się głośno.
- Jak w bajce.
Justin zignorował tę uwagę. Chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę wejścia. Słońce oświetlało nasze sylwetki idące przez szkolny dziedziniec. Widziałam spojrzenia innych. Miałam je gdzieś. Chciałam przeżyć ten dzień w spokoju, bez wścibskich uwag.
Domyślałam się jednak, że z najsławniejszym nastolatkiem u boku będzie to trudne.
Justin wyprzedził mnie i uchylił drzwi. Kiedy weszłam, wsunął się do środka tuż za mną.
Tłum uczniów ubranych w galowe stroje pędził w stronę sali gimnastycznej. Nie lubiłam tego sztucznego tłoku i zamieszania.
Spojrzałam na Justina, który nie odrywał ode mnie wzroku. Czułam się przy nim niesamowicie ważna.
Uśmiechnęłam się, na co on ujął w dłonie mój podbródek i nachylił się, ale zrobiłam unik. Zaśmiał się cicho.
- Co z panią, pani Miller?
Pokazałam mu język i skierowałam się na halę. Brnąc przez tłum, słyszałam szepty, gwizdy i pomrukiwania.
Nienawidziłam tych osób. Byłam przez nich poniżana tyle razy, że wszystkie wspomnienia wracały jednym pstryknięciem palca. Nie zwracałam na nich uwagi nawet wtedy, kiedy mi dokuczali. Lubiłam czuć się dumna. Lecz moja postawa zdradzała nawet przede mną, jak słaba jestem wewnątrz.
Sala gimnastyczna była potężnym pomieszczeniem z narysowanymi liniami boiskowymi na środku i wiszącymi koszami do koszykówki na wszystkich czterech ścianach.
Podczas zakończenia roku w centralnym miejscu ustawiono podest służący jako scena dla przemawiających, a pod nim znalazło się kilkanaście rzędów składanych krzeseł, które z łatwością zostały już zajęte przez większość zgromadzonych.
Wiedziałam, że nie będę musiała iść po świadectwo, toteż zatrzymałam się z Justinem pod ścianą. Mruknęłam ciche "cześć" do osób, które widząc z kim przyszłam, stwierdziły, że muszą być dla mnie miłe. Co za fałszywość.
Rozglądałam się dookoła i podle uśmiechałam do gapiów, którzy nie mogli oderwać wzroku nie tyle ode mnie, co od Justina.
"On jest mój, suki", pragnęłam krzyknąć, lecz w porę oprzytomniałam. Czy Justin naprawdę był już mój? Czy miłe słówka i czułości można traktować jako przynależność do kogoś?
I wtedy to usłyszałam.
- Za niesamowite osiągnięcia sportowe w tym roku szkolnym, Anna Miller - wyczytał dyrektor.
Słucham? Osiągnięcia sportowe?
Poczułam ciepły oddech Justina przy moim uchu.
- Idź - powiedział. - Wszyscy się gapią.
Och, serio? Zupełnie nie zauważyłam setek par oczu, wlepionych we mnie jak dżem.
Postawiłam pierwszy krok i tym sposobem miałam do pokonania o wiele mniej odległości. Podniosłam stopę ponownie. I znowu. Moje nogi były jak z waty. Szłam na swoich obcasach, jakbym robiła to pierwszy raz w życiu. Obłęd!
Dotarłam do mety w kilka sekund, chociaż dla mnie były to długie lata.
- Gratuluję - powiedział pięćdziesięcioletni mężczyzna, wręczając mi dyplom. Kiwnęłam głową, dziękując. Nawet nie spojrzałam na kartkę. Chciałam jak najszybciej wrócić na miejsce.
Odchodząc, zerknęłam na Justina. Uśmiechał się łobuzersko, obserwując mnie w ruchu. Cholera, nie chciałam wiedzieć, jak bardzo mnie pragnął.
Wróciłam z lekkim zakłopotaniem i od razu stanęłam plecami do chłopaka. Na szczęście właśnie zaczął się występ szkolnej grupy tanecznej, więc wreszcie oderwano ode mnie wzrok. A ja rozluźniłam się, patrząc na kulawe kroki moich znajomych. Nie wiedziałam, jakim cudem dostali się do zespołu.
Justin położył ręce na moich biodrach, ale szybko je strąciłam. Nie chciałam scen.
Uroczystości skończyły się kilkanaście minut później. Ludzie zaczęli opuszczać budynek, więc postanowiłam zrobić to samo.
Pociągnęłam za sobą Justina w taki sposób, jakbym bała się, że stracę go na zawsze.
Rozglądałam się po bokach, szukając wzrokiem Zuzy, lecz nigdzie jej nie było. Pomyślałam, że zadzwonię do niej jutro, by wszystko obgadać, a przede wszystkim się spotkać. Tęskniłam za nią.
Przy samochodzie zatrzymała nas grupka pięciu dziewczyn, ciągnących Justina za ramiona i skrawki koszuli. Znałam je z widzenia, ale już po samym wyglądzie mogłam stwierdzić, że nigdy się nie zaprzyjaźnimy.
Jedna z nich, tleniona blondynka, wyciągnęła przed siebie telefon komórkowy i zrobiła zdjęcie, czekając, aż reszta otoczy mojego chłopaka. Uszczęśliwione, odeszły w podskokach.
- Wsiadaj - ponagliłam Justina, widząc inne grupki zmierzające w naszym kierunku.
Wykonał moje polecenie bez żadnego oporu i odpalił gaz. Z piskiem opon opuściliśmy parking.
Usłyszałam gwizdy.
- To nie było konieczne - mruknęłam, zapinając pas.
Wzruszył ramionami.
- Sława - rzekł, patrząc w niebo, jakby głęboko się nad czymś rozmyślał. Po chwili wskazał na mój dyplom. - Co tam masz?
Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę.

Za wybitne osiągnięcia sportowe 
w roku szkolnym 2013/2014
Annie Miller 

- Wyróżnienie za sukcesy sportowe.
Justin przygryzł dolną wargę.
- Skoro jesteś taka gibka, możemy to później wykorzystać.
Prawie zwymiotowałam, kiedy puścił mi oczko.
- Jesteś obrzydliwy! - krzyknęłam.
Patrząc na niego, powracały do mnie wszystkie wspomnienia z przeszłości, gdy przeklinałam jego imię albo wyzywałam od naburmuszonych gwiazdek, robiących wszystko dla kasy.
Nie mogłam przywyknąć do tego, że jechałam z tym człowiekiem w jednym samochodzie. Że byłam jego dziewczyną. Chyba.
Moje życie zmieniło się diametralnie w przeciągu kilku tygodni. Byłam tego pewna.

-------------
What the hell, wreszcie skończyłam, jeden z najnudniejszych rozdziałów w historii Bieberowskich fanfictions.
Pociesza mnie jedynie fakt, że następny będzie lepszy, bo będzie się działo, a co najlepsze, wszystko zacznie się od czerwonej czcionki. If you know what I mean.
Bardzo dziękuję za to, jak mnie przyjęliście. To miłe wrócić po dwóch miesiącach do takiego grona czytelników.
Kocham Was.

xox Wera

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

23.


Justin

Usłyszałem ciche mruknięcie. Automatycznie otworzyłem oczy.
Przez chwilę nie byłem pewien, gdzie jestem. Zapach smażonych naleśników drażnił bardzo moje nozdrza, szczególnie, że byłem okropnie głodny. Ostre światło słoneczne wpadało do pokoju, oświetlając łóżko, na którym spałem.
Nie sam.
Podskoczyłem, gdy zobaczyłem, że przytulona w moją pierś Anna śpi smacznie i najwyraźniej nie zamierza się budzić.
Obejmowałem ją ramieniem zadziwiająco mocno, więc zaskoczyłem się, że jeszcze oddychała. Poluzowałem uścisk i westchnąłem głęboko. Moje uniesienie klatki piersiowej spowodowało, że Anna drgnęła.
Ziewając, odsunęła się ode mnie i opadła na poduszkę obok.
-         Dzień dobry – powiedziałem, nachylając się nad nią i całując w policzek.
Uśmiechnęła się czule i spojrzała na mnie kątem oka. Jej brązowe włosy ułożyły się wokół jej głowy. Mimo zaspanych oczu wyglądała przepięknie. Nigdy nie spodziewałbym się, że tak może wyglądać kobieta po przebudzeniu. Chociaż, może tylko ona tak wyglądała?
-         Cześć – odparła, przeciągając się.
-         Jak się spało? – spytałem, podciągając się i opierając obok niej na łokciu.
Przełknęła głośno ślinę.
-         Całkiem... dobrze – odparła ze zdziwieniem. – W sumie to zaskakujące.
Zmarszczyłem czoło.
-         Dlaczego?
-         Pierwszy raz spałam z... chłopakiem – zarumieniła się, odwracając ode mnie wzrok.
Zaśmiałem się i chwyciłem jej podbródek, by ponownie na mnie spojrzała.
-         Ja też pierwszy raz spałem z dziewczyną – przyznałem i widziałem, że dodało jej to otuchy, ale również mocno zdumiało.
-         Myślałam, że Justin Bieber często sypia z kobietami.
Spoważniałem.
-         Pierwszy raz spałem z dziewczyną, nie wykonując żadnych czynów, takich jak seks. Rozumiesz? – kiedy pokiwała głową, ciągnąłem dalej: - Pierwszy raz czegoś takiego doświadczyłem. I cieszę się, że właśnie z tobą.
Również podparła się na łokciu, odwracając w moją stronę.
-         Ja też się cieszę, że byłeś moim pierwszym chłopakiem, z którym spałam w łóżku, w dodatku w moim pokoju – stwierdziła i zastanowiła się nad czymś przez chwilę. – A... Czy był ktoś, z kim... no wiesz...
-         Uprawiałem seks? – dokończyłem za nią. – Tak, był ktoś, kogo teraz źle wspominam, ponieważ mnie oszukał.
-         Opowiesz mi o tym? – zapytała zachęcająco.
Westchnąłem głęboko.
- Jeśli tylko chcesz... Poznałem ją dawno temu na imprezie, ale pamiętam to dokładnie, ponieważ nic nie wypiłem. Zresztą, chyba nie było mi wolno, ponieważ nie byłem jeszcze pełnoletni. Ani sławny. Była siostrą cioteczną mojego przyjaciela z podwórka. Przyjechała na weekend. Zakochałem się w niej po uszy. Potem moja kariera rozwinęła się w zawrotnym tempie.
-         Ona cię kochała?
-         Najwyraźniej tak. I ja ją też. Ogromnie bardzo.
Nic więcej nie powiedziałem.
-         I jak to się skończyło? – spytała po chwili.
-         Zdradziła mnie.
Anna kaszlnęła.
-         Zdradziła? Tak po prostu? Musiałeś czuć się podle.
-         Skąd wiesz?
Ponownie się zarumieniła. Mimo okoliczności, bardzo mi się podobało, gdy jej policzki przybierały różowy kolor.
-         Bo ja również się tak czułam.
-         Chcesz mi opowiedzieć?
-         Tak – przełknęła ślinę. – Ja również go kochałam. Był cudowny, zabierał mnie wszędzie, opiekował się mną. Niedawno dowiedziałam się, ze chciał mnie wykorzystać.
Poczułem, jak wzbiera się we mnie czysta nienawiść do tego chłopaka. Jak można skrzywdzić taką bezbronną osobę?
-         Czy miał na imię Piotrek?
-         Skąd wiesz? – zdziwiła się.
Tym razem to ja się zarumieniłem.
-         Czytałem twój pamiętnik.
Zacisnąłem mocno powieki, spodziewając się jakiegokolwiek ataku z jej strony. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Kiedy otworzyłem oczy, spostrzegłem, że Anna oparła się o poduszkę i zaczęła płakać.
Ten widok ścisnął moje gardło i serce, więc wsunąłem prawą rękę pod jej plecy i uniosłem ją lekko tak, by mogła się do mnie przytulić.
-         Przepraszam – szepnąłem, chociaż nie byłem pewien, czy płacze z powodu pamiętnika.
-         To nie twoja wina – załkała. – Byłam idiotką. Ja jestem idiotką. Nie zasługuję na ciebie.
Odchyliłem się od niej i ująłem jej twarz w dłonie.
-         Anna, jesteś cudowna i nigdy nie pozwól, by ktoś wmówił ci coś innego. Znam cię zaledwie kilka dni, a już wykazałaś się niesamowitą odwagą i poświęceniem. I w dodatku ta dzisiejsza noc... Zależy mi na tobie.
Jej oczy ponownie wypełniły się łzami. Dlaczego płakała? Nie powinna płakać. Żadna kobieta nie powinna płakać. To prawdziwego mężczyznę doprowadza do szaleństwa.
-         Cicho – szepnąłem, nachylając się i całując spływające po policzkach krople. – Jestem tu.
Widząc, co robię, przestała. Wtuliła się we mnie, wciągając mój zapach.
Trwaliśmy w tej pięknej chwili przez kilka minut, po czym odsunęła się ode mnie i wstała szybko. Z trudem hamowałem się, by nie patrzeć na jej tyłek, cudownie wyglądający w obcisłych szortach.
Podniosła z szafki gumkę do włosów i splotła je nią, wykonując to bardzo szybko. Ciągle ją podziwiałem, nawet gdy wchodziła do łazienki.
Była niesamowita.

Anna

Zamykając za sobą drzwi, odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam dlaczego, ale Justin mnie przerażał. Myślałam, że sławne osoby robią wokół siebie niepotrzebny szum, a tak naprawdę są pustymi gwiazdkami. Justin był inny – i właśnie tego się bałam.
-         Powinnaś zapukać – usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się na pięcie i dostrzegłam Ewę stojącą przy umywalce i nakładającą na twarz tonik. Miała kamienny wyraz twarzy.
-         Przepraszam – przyznałam i podeszłam do niej. – Jak tam?
Prychnęła.
-         Czemu nie przyszłaś do mnie w nocy?
Poczułam, jak się rumienię.
-         Nie mogłam – bąknęłam. – Po prostu...
Nie wiedziałam kompletnie, co mogę więcej powiedzieć.
-         Spałaś z Justinem – stwierdziła, wyrzucając wacik higieniczny do kosza. – Spałaś z Justinem Bieberem – powtórzyła.
-         Przyznam ci rację, ale – podniosłam rękę do góry – nic poza tym. Możesz pomyśleć sobie różne rzeczy, ale ja naprawdę, tylko z nim spałam. Nie uprawialiśmy seksu.
Zaśmiała się.
-         No wiesz – westchnęła. – Mogę ci wierzyć, ale sama rozumiesz, że wygląda to dziwnie.
-         Mieliśmy problemy – wytłumaczyłam. – Justina tak jakby porwali i... uratowałam go.
-         Uratowałaś? – zdziwiła się. – To... super.
Spuściła głowę i nie mówiąc nic więcej, wyszła do swojego pokoju.
O co mogło jej chodzić? Nie miałam jednak w tamtym momencie do tego głowy. Spłukałam twarz i oddychałam głęboko, wchodząc pod prysznic. Zadrżałam, gdy zimna woda zaczęła płynąć po moim ciele. Po kilku minutach wyszłam na zimną posadzkę i owinęłam się ręcznikiem. Widząc, że zaparowałam pomieszczenie, otworzyłam drzwi do swojego pokoju.
Prawie wrzasnęłam, gdy zobaczyłam Justina. Jezu, ty idiotko. Już zapomniałaś?
Siedział na łóżku i opierał się łokciami o kolana. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam, jak muszę wyglądać. Mokre włosy opadające na ramiona, biały ręcznik zakrywający mnie od biustu do ud oraz para unosząca się wokół mnie jak mgła.
Chłopak zamruczał cicho i wstał. Kiedy do mnie podchodził, myślałam: Nie, odejdź. Idź. Stąd. Natychmiast.
Stanął obok mnie i objął mnie w talii. Przyciągnął do siebie.
-         Jesteś urocza – westchnął i nachylił się nade mną, ujmując mą twarz w dłonie.
Nie. Chcę. Nie. Mogę
Złączył nasze usta, całując mnie w nie kilka razy. Potem zjechał wargami niżej, prosto do mojej szyi. Poczułam, jak zaczyna ją delikatnie ssać. Odchyliłam głowę w tył. To było tak bardzo przyjemne, że zapomniałam o bożym świecie.
-         Przestań – powiedziałam w końcu, odpychając go od siebie.
Zignorował to i mimo, że jego oczy były zdezorientowane, ponownie dotknął mojego policzka i pocałował w usta. Pokręciłam przecząco głową.
-         Muszę iść do szkoły – stwierdziłam, przypominając sobie, że naprawdę muszę się tam zjawić. – Kurwa mać, muszę pędzić do szkoły!
Justin zachichotał, widząc, jak nadal mokra, podbiegam do szkolnej torby i wrzucam tam telefon, okulary przeciwsłoneczne i kilka innych rzeczy, które były mi niezbędne. Wbiegłam do łazienki, po chwili jednak się cofając. Otworzyłam z hukiem szafę i wyjęłam z niej granatową sukienkę w cienkie paski. Znowu pojawiłam się przy umywalce. Kiedy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam stłumiony śmiech Justina. Co za dupek. Wiedziałam, że nie mogę się angażować. To, czego ostatnio doświadczyłam, pozostawało w mojej psychice niesamowity odcisk, jakby ktoś mnie zapieczętował na wieczność. Bałam się, że Bieber wykręci mi ten sam numer.
Przebrałam się w mgnieniu oka i przez dwie minuty wysuszyłam włosy suszarką. Nie były do końca odpowiednie, ale przynajmniej się z nich nie lało.
Wybiegłam do pokoju i chwyciłam torbę. Wychodząc, odwróciłam się i zobaczyłam, że Justin nadal stoi w tym samym miejscu i mnie obserwuje. Domyślił się, że na niego czekam, więc podszedł do mnie i razem, w milczeniu zeszliśmy na dół.
-         Witam – mruknął mój ojciec, pojawiając się nagle przed nami, gdy postawiliśmy nogi na ostatnim stopniu schodów.
Skrzyżował ręce na piersi i wiedziałam, że rozmowa, która nas, a raczej mnie, czekała, nie mogła być przyjemna.
-         Cześć, tato – powiedziałam pogodnie i uścisnęłam go. Nigdy nie lubiłam być fałszywa, ale ta sytuacja tego wymagała. – Jak minęła noc?
-         Na pewno gorzej, niż wam.
Wywróciłam oczami.
-         Wypuścili Justina z komisariatu. Pojechałam po niego. Coś nie tak?
Odwróciłam się. Justin stał na schodach, z rękami puszczonymi przy ciele. Wyglądał zabawnie. Jak uczeń pierwszej klasy, który dostaje upomnienie od dyrektora. Bardziej śmieszyło mnie jednak to, że nic nie rozumiał.
-         Wszystko w porządku – powiedziałam do niego, zmieniając język. – Chodź na śniadanie.
Ominęłam tatę, który nadal patrzył na mnie spode łba. Kiedy Justin obok niego przechodził, skinął głową na chłopaka.
W kuchni czekała już mama i siostra. Obie siedziały przy stole i zajadały naleśniki z czekoladą oraz dżemem.
-         Hej – pomachałam im ręką. Udały, że mnie ignorują. Usiadłam naprzeciwko nich. Justin zajął miejsce obok mnie. – Co jest?
-         Nic – odburknęła Ewa, wstając i kładąc talerz do zlewu. – Nic. Kompletnie nic.
Wyszła w kuchni, a ja chwilę potem usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-         Co jej się stało? – szepnął Justin, a kiedy wzruszyłam ramionami, dodał: - Mogę odprowadzić cię do szkoły?
Było mi głupio rozmawiać z nim w obecności rodziców, szczególnie, jeśli niewiele rozumieli. Mama popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami, myśląc, że nie wiem kompletnie, o czym mówi Justin. Mnie też to zastanawiało, ale łapałam jego słowa jak powietrze. Angielski z nim nie był dla mnie przeszkodą.
-         Pewnie – odpowiedziałam, biorąc kęs naleśnika do ust. Zwróciłam się do taty. – Justin może pożyczyć jakieś twoje ciuchy, tato?
Tata zaprzeczył kiwnięciem głowy, przeżuwając śniadanie.
Co się z nimi stało? Dlaczego każdy zachowywał się tak, jakby po prostu mnie nienawidził?
Mruknęłam cicho, odsuwając krzesło. Justin zrobił to samo i gestem głowy podziękował za poranny posiłek.
-         Pa – krzyknęłam, otwierając drzwi wejściowe. – Justin odprowadza mnie do szkoły.
Nie odpowiedzieli mi nic, więc ze zrezygnowaniem wyszłam na zewnątrz. Usłyszałam kroki za sobą i zanim się odwróciłam, Justin objął mnie w talii.
-         Muszę cię pilnować – szepnął mi do ucha.
Westchnęłam głośno. Nie lubiłam takiego spoufalania. Nie z nim.
W milczeniu poszliśmy na przystanek. Justin oparł swoją brodę na moim ramieniu, kiedy patrzyłam, o której mamy autobus.
-         Jak dojechać do centrum? – spytał.
Dlaczego chciał się tego dowiedzieć? O co mu znowu chodziło?
-         Do centrum mamy za minutę, ale czemu pytasz?
-         Nie jedźmy do szkoły. – Powiedział, muskając ustami moją szyję.
Odwróciłam się i stanęłam twarzą do niego.
-         Słucham? Jak to nie jedźmy do szkoły?
Uśmiechnął się łobuzersko, widząc to, jak się złoszczę. Co za dupek!
-         Chcę, abyś dzisiaj była tylko moja.
Ujął moją brodę w dłonie, ale odsunęłam się szybko. W sumie, to nie był zły pomysł. Nie miałam ochoty jechać do szkoły, szczególnie z Justinem. Nie chciałam widzieć tych wszystkich zazdrosnych twarzy. Poza tym – to ostatni dzień. Czemu miałabym nie skorzystać z oferty chłopaka?
Odwzajemniłam jego uśmiech i kiwnęłam głową.

Wysiedliśmy tuż przy ogromnym wieżowcu jednego ze znanych polskich banków. Gdy byłam mała, wyobrażałam sobie, że sięga nieba. Był strasznie wysoki i szklany, więc sprawiał wrażenie windy. Prowadzącej – tak jak myślałam – do gwiazd.
Justin pociągnął mnie za sobą w kierunku wejścia. Nie mówił mi, co zamierza, ale nie pytałam. Pragnęłam niespodzianek.
Wewnątrz było bardzo jasno. Po prawej za ladą stała kobieta w czarnej sukience i zmęczonym spojrzeniu, po lewej na ustawionych w rzędzie krzesłach siedzieli klienci, którzy po kolei podchodzili do lady, a naprzeciwko nas znajdowała się winda. Justin wręcz popędził w jej kierunku tak, że ja ledwo przebierałam nogami.
Wsiedliśmy do środka.
-         Czemu tutaj? – spytałam, obserwując, jak chłopak naciska guzik najwyższego piętra.
-         Nie zadawaj pytań – poprosił grzecznie, odwracając się do mnie plecami.
Zrobiłam naburmuszoną minę i splotłam ręce na piersi. On wręcz porwał mnie ze szkoły, a ja nawet nie mogę wiedzieć, co chce ze mną zrobić?
Nie zorientowałam się nawet, kiedy wysiedliśmy. Justin rozejrzał się dookoła. Znajdowaliśmy się na wykładanym dywanem korytarzu, na którym również czekali klienci.
-         Wskocz mi na plecy – powiedział nagle Justin.
Zaskoczyło mnie to. Nie wykonałam żadnego ruchu.
-         Wskocz – powtórzył i kucnął, by zadanie okazało się łatwiejsze.
Raz się żyje, pomyślałam i zrobiłam to, o co poprosił.
Zaczął biec. Chciałam krzyknąć, ale dopiero potem zrozumiałam, że to byłoby bez sensu. Widziałam twarze ludzi, którzy patrzyli na nas ze zdziwieniem, kiedy ich mijaliśmy. Wreszcie Justin się zatrzymał. Chciałam zeskoczyć, ale ścisnął moje nogi. Zostałam więc na miejscu.
Wyciągnął ręce ku górze i złapał się drabinki przyczepionej do ściany. Dopiero teraz ją zauważyłam. Byliśmy na końcu długiego korytarza!
Justin podskoczył i podciągnął swoje stopy. Prawie spadłam, lecz mocniej oplotłam dłońmi jego szyję. Zaskomlał.
-         Udusisz mnie – powiedział, dysząc, kiedy wdrapywał się wyżej.
Wreszcie, ze mną na plecach, dotarł na samą górę. Była tam czarna klapa. Gdyby nie szara rączka, służąca za uchwyt, pewnie wcale nie stwierdziłabym, że różni się od reszty ściany.
Justin otworzył ją i na kolanach wyszedł na... dach.
To, co zobaczyłam, zaparło mi dech w piersiach. Przepiękna panorama Warszawy w ten cudowny, słoneczny dzień, była lepsza niż jakiekolwiek wakacje za granicą. Wszystko było takie realne, łącznie z Pałacem Kultury i Nauki, który stał nieopodal, zupełnie jakbym zaraz miała wyciągnąć rękę i go dotknąć.
Zeskoczyłam z ramion Justina i zaczęłam iść po twardej posadzce. Nigdy nie miałam lęku wysokości, toteż stanęłam przy samej krawędzi i wychyliłam się do przodu. Ludzie i samochody jeżdżące pode mną, wydawały się takie malutkie, że z łatwością zgniotłabym ich dwoma palcami.
Poczułam ręce Justina na moich biodrach.
-         Uważaj – powiedział i chwycił moją rękę. Pociągnął do tyłu. Widząc, że usiadł, zrobiłam to samo. Oparłam się plecami o jego pierś i podziwiałam widok mojego miasta.
-         Jest cudownie – szepnęłam.
Chłopak przytulił mnie do siebie i oparł brodę na moim ramieniu.
-         Dziękuję – powiedział.
-         Za co? – spytałam, nadal obserwując świat wokół nas.
Poczułam, jak przełyka ślinę.
-         Jesteś naprawdę wspaniała. Chyba nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Wyjątkowego i...
-         Justin?
-         Chciałem powiedzieć – zaczął łamiącym się głosem – że jesteś ze mną w najtrudniejszych chwilach mojego życia. Kiedy wszystko się załamało. Gdy człowiek, którego uważałem za ojca, umarł. Najbliższa mi osoba. Jedna z tych, które są z tobą, gdy jest ci źle. I kiedy dowiedziałem się prawdy, ty mnie nie opuściłaś. Uratowałaś moje życie.
Przechyliłam głowę i oparłam się o jego włosy. Słowa, które wypowiedział, były dla mnie siłą. Moje nastawienie do Justina Biebera zmieniło się w ciągu kilku dni o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Uznałam, że dobrze byłoby, gdybym mu odpowiedziała.
-         Zawsze będę obok, Justin – rzekłam. Na moje ramię zaczęły kapać jego łzy. – Nie płacz, bo zawsze tu będę.
Wiatr rozwiewał nasze włosy, łącząc je ze sobą tak, jakby były to nasze uczucia.
Po chwili milczenia, chłopak przerwał ciszę. Zabierając rękę z mojego biodra, wsunął ją do kieszeni własnych spodni i wyciągnął telefon. Włączył przednią kamerę i wychylił aparat przed nami.
-         Nasze pierwsze wspólne zdjęcie – szepnął, całując mnie w policzek z uśmiechem.
Nie przestał, dopóki nie uśmiechnęłam się odpowiednio ładnie, ukazując dołeczki w policzkach. Coś zatrzeszczało i na wyświetlaczu komórki zobaczyłam naszą fotografię. Było to jedno z najpiękniejszych zdjęć, jakie widziałam w życiu. Nie dlatego, że był na nim Justin, lecz dlatego, że byłam tam również ja. Byliśmy my. Jedność.
Obserwowałam, jak Justin wysyła zdjęcie na portal społecznościowy Twitter.
I love u, Ane”, napisał szybko. Patrzyłam, gdy klika niebieski znaczek „wyślij”. Powędrowaliśmy w świat.
Komórka Justina sekunda po sekundzie zaczęła buczeć i wibrować. Domyślałam się, że to fani piszą do piosenkarza. Ciekawiło mnie, co takiego o mnie pomyślą. Czy nazwą mnie suką? Może szmatą? To by bolało. Przecież nie zrobiłam nic złego, a jeśli ich idol był szczęśliwy, dlaczego one nie mogły? Przez zazdrość?
Justin pocałował mnie jeszcze raz w policzek, tym razem czulej. Przymknęłam oczy.
-         Cieszę się, że cię poznałam – przyznałam, oddychając głęboko.
-         Ja też, Ane – powiedział.
-         Ane? – odchyliłam się i spojrzałam na niego.
-         Mogę tak na ciebie mówić?
Wzruszyłam ramionami.
-         Będę twoją własną Ane, tak?
-         Tak – rzekł i pocałował mnie w usta.
Jeśli mogłabym zatrzymywać czas, zrobiłabym to właśnie w tej chwili.

-------------------
Nareszcie jestem! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. Kocham Was najmocniej, chyba nawet nie wiecie jak bardzo. To właśnie dzięki Wam przez te dwa miesiące nie traciłam nadziei, że jeszcze kiedyś uda mi się tu wrócić i dać Wam nowy rozdział.
Od razu mówię, że będę shippować Jane :) Just sayin'.

xox Wera 

PS Dziękuję za nowy szablon! Jest cudowny.