poniedziałek, 26 sierpnia 2013

30. (OSTATNI)

Anna

Leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Przekręciłam się na drugi bok, błądząc po materacu i automatycznie szukając Justina. Kiedy nic nie napotkałam, otworzyłam oczy i poczułam, jak kleją się od łez. Musiałam płakać całą noc.
Napotkałam chłopaka na krześle przy drzwiach. Miał na sobie szare spodnie od dresu zwisające luźno na biodrach i białą koszulkę z dekoltem w kształcie litery "V". Obserwował mnie. W gardle pojawiła się niesamowita gula, a serce się ścisnęło, po czym niekontrolowanie z moich oczu ponownie zaczęły płynąć łzy.
- Czekałem, aż się obudzisz - wstał i okrążył łóżko, by łatwiej mu było mnie dotknąć. Nachylił się i wsunął mi ręce pod plecy i łydki, po czym podniósł mnie jak piórko.
- Co robisz? - chlipnęłam, z trudem łapiąc oddech.
- Musisz się odświeżyć - wytłumaczył zasadniczym tonem, nogą otwierając drzwi do łazienki.
Postawił mnie przed kabiną prysznicową i ściągnął przez głowę moją koszulkę. Położył ją na koszu z brudnymi rzeczami i delikatnie zsunął mi majtki. Złapałam się jego ramienia, gdy podnosiłam nogę, by z nich wyjść.
Podał mi dłoń, abym weszła pod prysznic. Gdy to zrobiłam, nie zasunął drzwi. Zamiast tego zdjął własną koszulkę. Wstrzymałam oddech, patrząc na jego ciało, po czym łzy zasłoniły mi widok.
Justin pozostał w spodniach i nie stanął obok mnie. Wychylił się i dosięgnął prysznica, by przekręcić kurek.
Ciepła woda zaczęła oblewać mi ciało oraz włosy, pozostawiając w łazience gorącą parę. Westchnęłam głęboko i rozkoszowałam się tym uczuciem.
Justin naniósł na rękę żel, odwiesił prysznic tak, że spłukiwał całą moją skórę i zaczął mnie myć. Nie pytałam, czemu to robił, ale byłam mu za to wdzięczna. Nie zdołałabym zrobić tego sama, a pójście na pogrzeb jako nieświeża, śmierdząca siostra nie było dobrym pomysłem.
Nie kontrolowałam już płaczu.
- Jadłaś coś? - spytał Justin, gdy skończył płukać moje włosy. Złapał mój łokieć i pomógł mi wyjść.
Kiedy ocierał mnie ręcznikiem, przyglądałam mu się z fascynacją. Zachował się profesjonalnie. Żadnych gwałtownych ruchów. Zrobił to, czego w najmniejszym stopniu od niego nie oczekiwałam, a jednak - zrobił.
- Jadłaś? - powtórzył pytanie niesamowicie zaborczym tonem.
- Jak mogłam jeść? - zapytałam spokojnie. - Dopiero co wstałam.
Założył na mnie czystą, czarną, koronkową bieliznę. Gdzie ją znalazł? Chyba nie zna zakamarków mojego pokoju... Mam nadzieję.
Przez nogi wsunął na mnie czarną, skromną sukienkę za kolana z rękawami trzy czwarte. Tak dawno jej na sobie nie miałam, że prawie zapomniałam o jej istnieniu. Odsunął się, podziwiając mnie nieobecnym wzrokiem.
Po chwili podszedł i otarł moje łzy prawym kciukiem. Wyjął z szuflady wacik higieniczny i naniósł na niego tonik. Cholera, gdzie się tego nauczył? Po umyciu mojej twarzy stanął za plecami i wysuszył mi włosy. Kiedy skończył, a suszarka przestała męczyć moje uszy, delikatnie rozczesał pasma, po czym splótł francuskiego warkocza. Przełożył mi go przez ramię, tak, że zwisał swobodnie przy moich piersiach.
- Chodź - nakazał i wyszliśmy z łazienki. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem trafiłam właśnie na niego. 
Pomógł usiąść mi na łóżku, po czym wrócił tam, skąd przed chwilą wyszliśmy. Zaczęłam bawić się własnymi palcami, patrząc na podłogę. Starałam się nie myśleć o Ewie, ale było to wręcz niemożliwe. Ukłucie w sercu nie zapewniało mi żadnego spokoju. Nie chciałam ryczeć przy wszystkich. Po prostu nie chciałam...
Podniosłam wzrok, gdy usłyszałam przed sobą kroki Justina.
Przebrał się w czarne spodnie od garnituru. Założył jasną koszulę, a na to marynarkę, którą zapiął starannie na wszystkie trzy guziki.
Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem i chwycił moje ramię.
- Teraz coś zjesz - powiedział, wyprowadzając mnie z pokoju.
Ledwie włóczyłam nogami, schodząc po schodach. Przez myśl przeszło mi nawet to, że Justin zaraz nie wytrzyma i weźmie mnie na ręce, co się na szczęście nie stało, ponieważ nie chciałam zgrywać męczennicy.
Wiedziałam, że wszyscy są w salonie, więc szybko skierowałam się do kuchni. Nie miałam ochoty na nich patrzeć i podwójnie przeżywać cierpienia.
- Omlet? Jajecznica? Płatki z mlekiem? - wyliczał Justin, zatrzymawszy się przy lodówce.
- Jabłko - odparłam cicho, bojąc się jego reakcji. Dlaczego tak bardzo zależało mu, abym coś zjadła?
Westchnął.
- Omlet - przyznał, kiwając głową i wyjmując na blat potrzebne produkty. - Och - uniósł ręce do góry - ja również zjem, nie musisz na mnie zwracać uwagi - zachichotał.
Bezradnie opadłam na krzesło przy stole i ukryłam twarz w dłoniach.
Piętnaście minut później Justin postawił przede mną talerz z trzema kromkami ciemnoziarnistego chleba, położonymi tuż przy okrągłym omlecie.
Wpatrywałam się w przygotowany posiłek.
Kiedy Justin skończył swoją porcję, ja nadal nie tknęłam swojej.
- Mam cię nakarmić? - spytał, wyraźnie urażony. Nie chciałam mu sprawiać przykrości, toteż szybko zabrałam się do jedzenia.
Gdy skończyłam, podniósł talerz i wsunął go do zlewu. Zachowywał się niesamowicie stosownie i umiarkowanie. Byłam z niego dumna. Był mój. Można tak powiedzieć.
Wstaliśmy od stołu. Dostrzegłam mamę z tatą i pozostałą częścią rodziny, kiedy przechodzą przez przedpokój, z pewnością po to, by założyć buty i wyjść.
Poszłam do nich.
Mama była ubrana w czarne spodium akcentujące jej talię, a tata podobnie jak Justin - czarne spodnie i marynarkę. Przywitałam się grzecznie z babcią i dziadkiem, gdyż nie zrobiłam tego wczoraj, po czym minęłam wszystkich i wyszłam na zewnątrz.
Stanęliśmy z Justinem przed furtką, czekając na samochód. Kiedy tata wyjechał z garażu, dostrzegłam, że dla mnie i dla mojego chłopaka brakuje już miejsca.
- Mamo - zaczęłam, lecz Justin ścisnął mnie w talii, nakazując spojrzeniem, bym była cicho.
Mama skinęła nam głową, gdy odjeżdżali. Zaraz... Czy oni właśnie odjechali? A co z nami?
Odwróciłam się na pięcie, słysząc podjeżdżający od tyłu dźwięk samochodu. Dostrzegłam czarnego vana z przyciemnianymi szybami. Justin podszedł do tylnych drzwi i otworzył mi je, bym wsiadła. Spełniłam jego życzenie.
Usiadłam na ciemnej, wygodnej skórze i popatrzyłam na kierowcę. Mężczyzna w podeszłym wieku uśmiechnął się, po czym spochmurniał.
- Przykro mi, pani Miller - bąknął, a kiedy Justin zajął miejsce obok, ruszył przed siebie.
- O co tu chodzi? - szepnęłam do Justina, bojąc się, że facet nas usłyszy.
- To Viston - wytłumaczył chłopak, kładąc mi dłoń na kolanie. - Mój kierowca.
No tak. Dlaczego zapominam, że Justin jest bogaty?
- Jeździ za tobą wszędzie?
- Tam, gdzie go potrzebuję - odparł i zamilkł, odwracając głowę i podziwiając widoki za oknem.
Spoważniałam automatycznie, patrząc na innych ludzi, którzy jakby nigdy nic, cieszyli się z uroków rozpoczynających wakacji. Przełknęłam ślinę. Dlaczego tak okropnie się dla mnie zaczęły?
Nawet się nie zorientowałam, gdy dojechaliśmy na Stare Miasto, pod kościół świętej Anny. Nie wiedziałam, że można tu wjeżdżać, ale jak widać, dla Vistona nie było żadnych ograniczeń.
Po co tu przyjechaliśmy?
- Myślałam, że pogrzeb ma się odbyć w kościele św. Katarzyny - mruknęłam, gdy Justin podał mi dłoń, aby pomóc mi wysiąść.
- Uznałem, że tu będzie lepiej - wyjaśnił, zamykając za mną drzwi. Zanim się spostrzegłam, Viston odjechał.
- Przecież msze tutaj są strasznie drog... - zaczęłam, lecz zamilkłam, przypominając sobie, z kim mam do czynienia.
Cała moja rodzina stała już przed wejściem. Czekali na nas. Wyglądali niesamowicie ponuro. Nie dziwię się.
Podeszłam do nich szybkim tempem.
- Mamo, a kostnica? - spytałam, zaciskając zęby. - Chciałam się pożegnać z Ewą.
Tata położył mi dłoń na ramieniu.
- Uwierz mi, kochanie, że nie chciałabyś jej oglądać w takim stanie.
Te słowa ścisnęły moim gardłem i z trudem pohamowałam się przed płaczem. Weszliśmy do kościoła w posępnym nastroju.

Msza przebiegła zadziwiająco szybko. Nie spodziewałam się, że wytrzymam cały czas, siedząc w ławce, nie płacząc ani razu. Justin nerwowo ściskał moją dłoń. Sprawiał wrażenie nieobecnego, ale równocześnie bardzo go to wszystko poruszyło. Widziałam to w jego oczach, patrząc w nie co chwila, kiedy jego ucisk stawał się mocniejszy.
Ludzi było ogromnie dużo. Przeczesywałam wzrokiem cały kościół, co było trudne, ponieważ siedziałam w pierwszej ławce. Gdy się odwracałam, patrzyłam na twarze znajomych Ewy. Przyszła prawie cała szkoła, co było niesamowite.
Musieli ją uwielbiać.
Była niesamowitą siostrą i zawsze będę ją pamiętać jako kogoś wyjątkowego. Nauczyła mnie jak się nie poddawać i walczyć o marzenia. Gdyby nie ona, nie trzymałabym Justina przy sobie. Nigdy bym go nie poznała. Jestem jej za to wdzięczna i będę. Zawsze. Za wszystko.
Wyszliśmy z kościoła w zgodnym rytmie, nie zatrzymując się ani na chwilę.
I ponownie ruszyliśmy w trasę, lecz tym razem usiadłam Justinowi na kolanach, przytulając się do niego całą sobą. Miałam ochotę płakać, lecz czemu nie mogłam?
Wysiedliśmy przy cmentarzu przy ulicy Wolskiej. Zawsze pragnęłam być tu pochowana, więc czemu nie mogłam przenieść tego marzenia na siostrę? Poza tym było tu tak przestronnie i cicho, że chciałam się w tym miejscu zatracić... gdyby nie fakt, po co tu przyjechałam.
Justin wysiadł ze mną na rękach z samochodu i postawił mnie na ziemi, przez co zakołysałam się niespokojnie. Podtrzymał mnie i pomachał Vistonowi, po raz kolejny tego dnia.
- Wszystko w porządku? - spytał, prowadząc mnie za trumną.
Kiwnęłam głową, chociaż oboje doskonale wiedzieliśmy, że to nieprawda.

Gdy trumna zniknęła w ziemi i zaczęto ją starannie przysypywać, nie wiedziałam, co zrobić z rękami. Justin jakby to wyczuł, bo odsunął się ze mną od całego tego tłoku i przycisnął do siebie tak, że oplotłam go dłońmi. Był taki ciepły.
- One less lonely belieber - wyszeptał mi we włosy.
- Co?
Pocałował mnie w skroń.
- Jedna samotna belieber mniej - powtórzył.
Ujął to w nieskazitelnie dobrych słowach. Wszystko zaczęło się od One Less Lonely Girl na jego koncercie, a zakończyło tu, przy One Less Lonely Belieber.
Westchnęłam głęboko. Pragnęłam zostać w jego ramionach przez resztę życia.

----------------------
O S T A T N I
Nie wiem co powiedzieć, nigdy bym się Was tu tyle nie spodziewała. Pomyśleć, że zaczynałam z taką małą liczbą odsłon, nic nieznaczącą, a teraz... Nie mam słów.
Dziękuję każdemu, kto poświęcił chociażby chwilę na przeczytanie nawet jednego rozdziału. To dzięki Wam pisałam dalej. Dziękuję również osobom, które były ze mną od początku, jak również tym, które dołączyły w trakcie i zostały już do końca.
Jesteście zupełnie niesamowici.
Gdybym mogła, wyściskałabym Was tak długo i mocno, jak się tylko da.
Odpowiadam na pytania, które zadajecie na asku: Tak, będzie druga część. Jeszcze nie wiem kiedy, ale planuję ją. Zdałam do trzeciej klasy, a co się z tym wiąże, mam egzaminy, więc dodawanie jakichkolwiek postów będzie graniczyło z cudem, ale postaram się.
Dla kogo, jak nie dla Was?
Jesteście moim natchnieniem.
Kocham Was

Wera